Harry & Ginny Potterowie

Harry & Ginny Potterowie

sobota, 3 października 2015

Dolina Godryka

 Ginny obudziła się w objęciach Harry'ego. Z nim czuła się bezpieczna. Gdy z nim spala w łóżku, nigdy nie miała koszmarów. Wróciła myślami do wczorajszej nocy. Przypomniała sobie zwieżenia ukochanego, jego sen. Ona nie przejmowała się tym tak jak on. Uważała, że bez względu na to, co się stanie, dadzą radę pokonać wszystkie przeszkody do szczęścia. 
Dziewczyna zastanawiała się, czy obudzić chłopaka. Spojrzała na zegar. Była dopiero ósma. Postanowiła zrobić im śniadanie. Po cichu wyszła spod kołdry, założyła szlafrok i klapki i zeszła na dół do kuchni. Zagotowała mleko na płatki i przygotowała omlety. Spojrzała na zegar. Wszystkie wskazówki znajdowały się pod napisem "dom". Oprócz jednej, a konkretnie jeh wskazówku. Ta wahała się pomiędzy "domem", a "śmiertelnym niebezpieczeństwem". Zignorowała to. Śniadanie rozłożyła na tacy, którą wniosła do swojej sypialni. Harry nadal spał. Położyła tacę na końcu łóżka i pocałowała chłopaka w policzek. Otworzył oczy i przygarnął ją do siebie. Szepnął jej do ucha "dzień dobry" i położył obok siebie na łóżku. Przylutił ją, na co ta odezwała się.
-Harry, jedz już, bo wystygnie!
Chłopak popatrzył się na nią. "Co wystygnie?" pomyślał i odwrócił się. Ujrzał pięknie przygotowane śniadanie: płatki kukurydziane z mlekiem, omlet polany syropem klonowym i herbatę z cytryną. Wszystko tylko dla nich. Chłopak poprawił sobie poduszkę, aby móc usiąść. To samo zrobiła dziewczyna. Harry użył zaklęcia lewitującego, by przysieść tacę. Położył ją na kolanach swoich i jego dziewczyny. Pocałował ją w geście podziękowania i zabrał się do pyszności, które mu przygotowała. Kiedy brał do ust kolejny kawałek omletu, dziewczyna zapytała go:
-Jakie mamy plany na dzisiaj?
Harry zastanowił się przez chwilę. Miał pewien zamiar już od kilku dni, ale nie wiedział, czy jej o tym powiedziać. Wreszcie zdecydował się.
-Chciałem odwiedzić Dolinę Godryka.
-Jadę z tobą-oznajmiła. Harry zastanowił się przez chwilę. Było to dosyć ryzykowne, biorąc pod uwagę groźby śmierciożerców. Ale jak wezmą pelrynę niewidkę nie będzie takiego zagrożenia. Wiedział też, że dziewczyna nie odpuści.
-Zgoda, ale musimy zapytać jeszcze twoich rodziców, co o tym myślą.
Ginny wiedziała, czemu Harry chciał odwiedzić to miejsce. Przecież nigdy nie był w swoim starym domu od owej pamiętnej nocy. Widział go tylko, gdy szukali horcruxów w Dolinie Godryka. Opowiadał jej o tym. Rozumiała go doskonale. 
                                                                               * * *
-Uważam, że to bardzo dobry pomysł-powiedziała pani Weasley.-Powinienieneś pójść tam z kimś.
-Jest pani pewna? Czytała pani ten list...
-Oh Harry, naprawdę-powiedziała, po czym zbliżyła się do Harry'ego. Szepnęła mu na ucho-ty ją lepiej ochronisz niż my. 
      Wyruszyli chwilę po rozmowie z panią Weasley. Ta spakowała im kilka kanapek do plecaka i deportowali się pod peleryną niewidką. Znaleźlu się przed cmentarzem. Chłopak pokazał, by pójść właśnie w tamtą stronę. Harry machnął różdżką i rzucił wokół nich zaklęcie Muffliato. Po zabezpieczeniu, Ginny odezwała się.
-Czemu nie chciałeś wziąć ze sobą Rona i Hermiony?
-Bo chciałbym być sam. Bez nikogo. Po prostu sam ze zmarłą rodziną.
-Czyli nie chcesz mnie tu?-spytała lekko oburzona Ginny. Harry zatrzymał się i popatrzył na nią. Wyglądała pięknie, nawet gdy się złościła. Szepnał jej do ucha.
-Ty jesteś moją rodziną. 
Chłopak czuł, że mógłby jej powiedzieć wszystko, wtajemniczyć ją w każdą sprawę. Oczywiście Ron i Hermiona byli jego najlepszymi przyjaciółmi i powierza im każdą tajemnicę, jednak o pewnych rzeczach mógł rozmawiać tylko z nią. Teraz ona stała i patrzyła na niego swoimi czekoladowymi oczami. Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała. Gdzy ten chciał odwzajemnić ten gest, złapała go za rękę i pobiegła z nim w stronę grobu jego rodziców. Nigdy tam nie była, ale coś jej podpowiadało, gdzie go szukać. Doszli do właściwego miejsca. Wspólny grób Lily i Jamesa Potterów niczym się nie wyróżniał. Widniała tylko nowo postawiona tabliczka.
Tu spoczywają rodzice Chłopca, Który Przeżył i po siedemnastu latach pokonał Czarnego Pana.
Stali w ciszy i przyglądali się miejscu spoczynku rodziców Harry'ego. Ginny machnęła różdżką i na grobie pojawił się wianek lilii oraz siedem zniczy. Zapalił się w nich ogień. Ginny nie odzywała się. Wiedziała, jak duże znaczenie ma to dla Harry'ego 
                                                                       * * *
Opuścili cmentarz po kwadransie. Udali się w stronę, którą chłopka wskazał, gdyż raz już tam był. Szli pod peleryną niewidką. W końcu dziewczyna odezwała się.
-Pierwszą rzeczą, jaką bym powiedziała gdybym spotkała teoich rodziców, było by "dziękuję".
Harry zatrzymał się zdziwiony.
-Za co?
-Za to, że uratowali chłopca, ktorego pokochałam.
Chłopak uśmiechnął się i rzekł przysuwając ją do siebie.
-Ja też muszę podziękować za coś twoim rodzicom.
-?
-Za ciebie. No i oczywiście za dom, za stanowienie dla mnie rodziny, za prezenty...
Pocałowali się w momencie, gdy zaczął padać deszcz. Peleryna była nieprzemaczalna, więc nie musieli przerywać. Stali tak złączeni namiętnym pocałunkiem. Po jakimś czasie Ginny z trudem oderwała się od chłopaka. Pokazała mu l ruchem głowy, że powinni iść dalej. Udali się w stronę starego domu, w którym siedemnaście lat temu mieszkał Harry. Szli oświetloną słońcem ulicą, mijali budynki, mniejsze bądź większe domki, ogrody, bary i gospody. Zarówno chłopak jak i dziewczyna uważali tą okolicę za piękną i ujmującą. Panował w niej spokój i ciepło. Domy były zamieszkane przez rodziny, dzieci bawiły się w ogrodach. Ginny w reszcie powiedziała to, o czym pomyślała w momencie aportowania się w to miejsce.
-Chciałabym tu kiedyś zamieszkać. To taka piękna okolica, miasteczko rodzinne.
Harry'emu przemknęła przez głowę pewna myśl. Zrobił się radosny, jakby szczęście napłynęło do niego.
-Tak, idealne miejsce by zamieszkać z rodziną-odpowiedział jej. W niej zebrały się podobne uczucia jak w Harrym. Uznała, że zrozumiał przesłanie jej wypowiedzi. Uradowała ją jego odpowiedź. Teraz szli trzymając się za ręce, tryskając radością, czego nikt nie mógł dostrzec, gdyż byli okryci niewidką. To miejsce tak dobrze na nich działało. Minęli ten sam pomnik wojenny, jaki Harry mijał z Hermioną rok temu. Tak jak wtedy zamienił się w trzy postacie: mężczyznę w okularach i kobietę z niemowlęciem na rękach. Potterowie. Ginny zatrzymała się na moment by spojrzeć na nich, uśmiechniętych o szczęśliwych razem. Gdy Harry i jego dziewczyna odwrócili się z powrotem w stronę alei, posąg odzyskał wojenny kształt. Para szła jeszcze przez chwilę wzdłuż ulicy, aż w końcu dotarli pod żywopłot skrywający dom Potterów. Ale nie był taki, jak w zeszłym roku. Teraz był zadbany, równo przycięty. Chłopak wiedział co robić. Podszedł do odmalowanej bramy i dotknął jej. Przed młodą parą wyrosły dwie tabliczki. Jedną Harry już widział rok temu. 
W tym miejscu, nocą 31 października 1981 roku stracili życie Lily i James Potterowie. Ich syn, Harry, jest jedynym czarodziejem, który przeżył Mordercze Zaklęcie.Ten dom, niewidzialny dla mugoli, pozostawiono jako pomnik pamięci po Potterach i aby przypominał o przemocy, jaka rozdarła ich rodzinę. 
Wokół tych słów widniało mnóstwo napisów, takich jak "Nie poddawaj się, Harry", "Jesteśmy z tobą", "Niech żyje Harry Potter, Chłopiec, Który Przeżył ". Obok tej tablicy, widniała druga, której nie było wcześniej.
Niecałe siedemnaście lat po zdarzeniu w tym domu, Harry Potter, Chłopiec, Który Przeżył, pokonał Czarnego Pana i położył temu wszystkiemu kres.
Tutaj widniało jeszcze więcej podpisów. "Dziękujemy Harry, udało ci się", "Harry, jesteś niesamowity, pokonałeś go", "Chłopiec, Który Przeżył zabił go, zabił Czarnego Pana", "Odebrałeś mu moc jako niemowlę, a pokonałeś go jako nastolatek-Harry Potterze, dzielny chłopcze, dziękujemy ci za wszystko", "Niech żyje Harry Potter", "Jesteś prawdziwym Panem Śmierci"...
To ostatnie już słyszał. Tak, od Dumbledore'a, dokładnie to samo. Nazywali go Panem Śmierci-on sam w sobie nie widział nic niezwykłego, uważał, że to właśnie miłość mu pomogła zwyciężyć-najpierw ojca i matki, potem Syriusza, Remusa, Dumbledore'a, Rona, Hermiony, tych wszystkich, którzy nie chcieli go wydać w ręce Voldemorta, którzy chcieli za niego umrzeć... no i oczywiście miłość do Ginny...
Spojrzał na nią. Dopiero teraz zwrócił uwagę, jak pięknie wyglądała w tym stroju-koszuli w fioletowo-szarą kratkę zarzuconej na czarną podkoszulkę, w czarnych jeansach i włosach związanych w kucyk tak, że pojedyncze pasma opadały na jej naturalną twarz, bez żadnego makijażu. Brązowe piegi na nosie i policzkach bardzo dodawały jej urody, której i tak miała już wystarczająco. Nue miała rzęs jak reszta rodziny-jasnych i rudych. Ona miała długie i gęste czarne rzęsy. Chłopak nie mógł oderwać od niej wzroku. Cały czas patrzył na nią, jakby ją zobaczył pierwszy raz w życiu. A ta wpatrzona była w dom i tablice, czytając wpisy czarodziejów. W końcu, gdy ich spojrzenia się spotkały, zapytała.
-Wchodzimy?
Tak, tego właśnie chciał Harry, ale uznał, że dla niej to będzie beznadziejny pomysł. Jednak to właśnie ona zaproponowała to, więc bez wahania otworzył furtkę i wszedł na teren posiadłości. Weszli po marmurowych schodkach aż do drzwi i otworzyli je. Znaleźli się w przedsionku, po czym przekroczyli próg salonu. W domu było jasno, przez okna wpadało światło słone słoneczne. W salonie stała czerwona kanapa, obok niej brązowy fotel. Ponad nimi znajdował się żyrandol w kształcie znicza, z którego zwisała kartka z napisem "w dniu dwudziestych urodzin od mamy Evans dla Jamesa". Na podłodze leżał dywan, bordowy ze złotym lwem i napisem Gryffindor. Na lewo znajdowała się kuchnia z jadalnią, a na prawo-schody prowadzące na górę. Udali się właśnie w tamtą stronę. Weszli na piętro. Były tam trzy pokoje oraz łazienka. W pierwszym był pokój gościnny, który mógł służyć za sypialnię dla gościa. Ostatnia była sypialnia rodziców Harry'ego, do której tylko zajrzeli. Znajdowało się tam duże łóżko, otoczone czterema kolumnami (tak jak w Hogwarcie), pomiędzy którymi wisiały płaty złotego materiału. Opuścili pokój i skierowali się do środkowego.To był pokój Harry'ego. Weszli do środka. Ściany były niebieskie, dywan czerwony ze złotymi zniczami, na którym rozsypane były zabawki. Leżał tam pajacyk, zdeptany przez Hagrida siedemnaście lat temu. W kącie stała mała miotełka, którą Harry dostał od Syriusza na urodziny. W rogu znajdowało się małe łóżeczko, do którego mama włożyła go, by osłonić swohe dziecko przed Voldemortem. Ta sama pościel w owieczki, a drewniane pręty otaczające materac były przekrzywione-znak, że to właśnie Hagrid wyjął go płaczącego z łóżeczka. Harry znalazł w nim jeszcze coś. Na jego dnie spoczywały dwa pluszaki-czarny pies, jelonek i łania. 
Ginny była widocznie wzruszona gdy oglądała to wszystko. Doskonale rozumiała, ci Harry czuje, choć nigdy nie przeżyła tego, co on. Chłopak wyjął z dna łóżka zabawki i schował do kieszeni. Dziewczyna nawet tego nie zauważyła. Położyła ukochanemu głowę na ramieniu i objęła go w pasie. Harry odzyskał świadomość. Wiedział, że są tu już bardzo długo, ale chciał jeszcze chwilę tak z nią postać. Jednak czas ich naglił-musieli wracać przed zmierzchem, a chciał z nią jeszcze gdzieś pójść. Pogładził ją po policzku i rzekł:
-Chyba pora wracać?
Ta tylko pokiwała głową w geście potwierdzenia. Wyszli z pokoiku małego Harry'ego i zeszli na dół. Gdy pojawili się w drzwiach, rzucili ostatni raz okiem na salon i przekroczyli próg, po czym zamknęli drzwi. Nie zakładali już nawet peleryny niewidki. Wyszli przez furtkę i objęci poszli wzdłuż ulicy, tak po prostu, aby się przejść. Znów podziwiali piękną okolicę, w której panował spokój i ciepło. Harry chciał sobie coś przypomnieć z tego szczęśliwego roku spędzonego tu z rodzicami, gdy jeszcze ich miał. Jednak było to tak dawno temu. Pamiętał tylko zielone światło zaklęcia uśmiercającego, które przeżył. Tak chciałby zamieszkać w tej okolicy, tu spędzić kolejne lata z rodziną. Ginny myślała dokładnie o tym samym. Szli razem wtuleni w siebie, zatopieni w marzeniach.
      Nagle ogarnął ich jakiś dziwny chłód. Cało ciepło i spokój okolicy zniknęły, ściemniało. Parę okrążyło sześć zakapturzonych postaci. Wszyscy wycelowali różdżki w Harry'ego i Ginny. Przemówił zimny głos, który chłopak rozpoznał od razu. 
-Co to się porabia, Potter?-odezwał się Greyback.-Włóczymy się sami? 
Harry'ego przeszedł dreszcz po plecach-był z Ginny. A co jeśli Greyback się za nią zabierze, by przekonać chłopaka do wykonania jego rozkazów? Na razie musiał grać na zwłokę. Cały czas przyciskał do siebie dziewczynę, którą obejmował w pasie.
-Myślałem, że was wsadzili do Azkabanu-rzekł Harry wskazując śmierciożerców.
-Och, wszyscy byli zbyt zajęci twoim zwycięstwem, by przejąć się nami. Oczywiście wielu z nas złapano. Ale pozostali utworzyli zakon Śmierciożerców zwany także zakonem im. Czarnego Pana.
-Powinni dodać świętej pamięci-mruknęła Ginny do chłopaka. Greyback to usłyszał.
-Och, czyżby to była córka Weasley'ów? Jedyna córka tych zdrajców krwi? Ukochana Pottera?
-Czego chcecie?!-przerwał Harry chcąc odwrócić uwagę od dziewczyny.
-Och, co to za pytanie? Oczywiście, że ciebie! Choć nią też nie pogardzę-wskazał na Ginny. Harry zasłonił ją sobą i odpowiedział szybko.
-Och, nie byłbym tego taki pewien...
-Protego!-ryknęli równocześnie chłopak i dziewczyna. Ginny znana była z bardzo silnej tarczy. Jej zaklęcie odrzuciło trzech śmierciożerców na dwadzieścia stóp. Tarcza była tak silna, że żaden z nich nie mógł się do niej zbliżyć na mniej niż dziesięć stóp. Śmierciożercy strzelali do pary czarodziejów zaklęciami, jednak tarcza Ginny wszystko odbijała.
-Ile mamy czasu?-spytał Harry.
-Jakieś 3 minuty-odpowiedziała.-Rzuciłam dość słabą tarczę.
-Dość słabą? Widziałaś jak ich odrzuciło?!
-Och, zazwyczaj trafiają pięć razy dalej... Dobra, mam nadzieję, że zdążą dolecieć zanim zniknie... Accio miotły!
-Nie możemy się po prostu deportować?
-Myślisz, że skąd wiedzieli, że tu jesteśmy?-odpowiedziała mu-Użyli Cave Inimicium. Nie wiem dlaczego akurat na to miejsce...
-Myślisz jak Hermiona-dodał Harry z podziwem.-Patrz, lecą!
Dwie miotły sunęły ku nim z zawrotną prędkością. Uderzyły w dwóch śmierciożerców i wleciały w ręce Ginny. Ta dała błyskawicę Harry'emu i szybko wsiedli na swoje miotły. Gdy tylko wzbili się w powietrze, dziewczyna wykrzyknęła zaklęcie, celując różdżką w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała sie tarcza.
-Bombarda Maxima!
Nastąpił wybuch. Odrzuciło śmierciożerców, każdego w inną stronę. Harry, będący pod wrażeniem, odezwał się.
-Wow, skąd ty...
-Od Hermiony-przerwała mu.-Nauczyła mnie na piątym roku.
-Ja bym cię w życiu nie nauczył czegoś takiego. Jeszcze byś mnie wysadziła w powiet...
Nie dokończył, bo dziewczyna przeleciała obok niego i wystartowała do przodu. Zawołała tylko "Kto pierwszy do domu" i już Harry sunął za nią.
                                                                         * * *
      Pani Weasley robiła właśnie obiad. Chciała wszystko przygotować jeszcze przed powrotem Harry'ego i Ginny. Przechodząc przez salon mimowolnie spojrzała na zegar. Wskazówka chłopaka i jej córki znajdowała się na "śmiertelne niebezpieczeństwo". Nie mogła zapanować nad emocjami i pisnęła przerażona. 
      Ron i Hermiona spędzali czas razem w pokoju chłopaka. Para wspominała wesoło ich całoroczną podróż, czasem wspomnieli coś o Harrym i Ginny.
-Oni idealnie do siebie pasują-powiedziała Hermiona.-Och, wiesz jaka ona jest z nim szczęśliwa?
-Ale to nadal moja siostra. A Harry jest dla mnie jak brat no i...
-Po prostu pogódź się z faktem, że są razem szczęśliwi. Harry naprawdę ją kocha i zrobi dla niej wszystko. Pomyśl, że to tylko utwierdza waszą przyjaźń.
Zapadła cisza. Ron zastanawiał się nad odpowiedzią. W końcu przyznał dziewczynie rację.
-Hermi, jaka ty jesteś mądra. Co ja bym bez ciebie zrobił?
Nie pozwolił jej odpowiedzieć i zamknął jej usta pocałunkiem. Trwali tak połączeni wargami aż nje usłyszeli pisku pani Weasley. Oderwali się od siebie i spojrzeli na drzwi. Równocześnie potrząsnęli głowami i zbiegli po schodach ku mamie Rona. Ta nie odzywała się. Wskazała palcem na zegar. Wskazówka Harry'ego i Ginny cały czas tkwiła na "śmiertelne  niebezpieczeństwo". Hermiona zachowała zimną krew. 
-Poradzą sobie-pocieszyła panią Weasley.-I tak nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
-Masz rację, kochanie. Jaka ty jesteś mądra...-pochwaliła dziewczynę. Hermiona uśmiechnęła się do niej. Ron spojrzał raz jeszcze na zegar, chcąc się upewnić, czy zagrożenie nie minęło. O dziwo jego oczekiwania się spełniły, bo teraz wskazówka wachała się pomiędzy "śmiertelnym zagrożeniem", a "podróżą". Pokazał to reszcie chcąc uspokoić mamę. Pani Weasley odetchnęła z ulgą i po chwili wskazówka zmieniła się na "podróż". Teraz by dowiedzieć się wszystkiego musieli już tylko czekać na ich powrót.  Jednak zarówno Rona jak i Hermionę zastanawiało, co takiego zagrażało i ich przyjaciołom. Przecież nikt oprócz nich nie wiedział, że udają się do Doliny Godryka. Co tam się właściwie stało...
      Czas mijał, a pary nadal nie było. Po kwadransie Hermina zaczęła się niepokoić. "Przecież powinni się  deportować, ewentualnie użyć świstoklika, a to na pewno nie zajmuje piętnastu minut. Ron starał się zachować zimną krew, choć oczywiście martwił się o przyjaciół. Ich obawy okazały się daremne, gdyż para wróciła po dwudziestu minutach. Pierwsza doskoczyła do niwobrzybyłych pani Weasley.
-Co się stało, kochani? Coś wam zagrażało. Czemu się niw teleportowaliście?-zasypała ich pytaniami. Ginny opowiedziała o wszystkim reszcie. Harry poszedł do swojego pokoju. Chciał coś przemyśleć, a konkretnie ostatnie wydarzenia. Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Niepokojące myśli krążyły po jego głowie. Czyli to nie były tylko groźby. Tym razem mieli okazję dorwać go osobiście, bez szantażu. Ale następnym razem... Ginny... Ale przecież za miesiąc jadą do Hogwartu, gdzie będzie bezpieczna... Tylko miesiąc. Musi ją za wszelką cenę chronić przez ten czas...
Z zamyślenia wyrwał go Ron. Wszedł do jego pokoju nie pukając i usiadł na łóżku.
-Co jest stary?-zapytał.-Odszedłeś tak bez słowa.
Harry zastanawiał się przez chwilę, co mu powiedzieć. W końcu podjął decyzję-prawdę.
-Chodzi... o śmierciożerców... i o Ginny.
-Nie mieliście szans, a jednak się udało. Znowu-uśmiechnął się przyjaciel.
-No, dzięki twojej siostrze. Ty widziałeś jej tarczę. Odrzuciła ich na 20 stóp.
-No, z Protego i uroków jest znana-zaśmiał się Ron.-A jakie masz obawy?
-No, że spełnią te groźby...
-Te z Ginny? Weź mnie nie rozmieszaj, kilka Upiorogacków i im się odechce.
Tym razem obu kumpli wybuchło śmiechem. Harry'emu zrobiło się lżej na duchu. Ron nie był zły na niego. Wręcz przeciwnie, był pod wrażeniem, że im się udało uciec. Tak, Ron zmienił się przez ten rok. Kiedyś żył w cieniu Harry'ego , czego nie znosił. Chciał zabłysnąć. Teraz było inaczej. Teraz był dumny z kumla i z jego sukcesów. Teraz rzuciłby się na każdego, kto umniejszał by czyny i zasługi Pottera. Bo to był jego prawdziwy przyjaciel. Zrozumiał to po swoim odejściu podczas poszukiwania horkruksów. I to, jak bardzo go potrzebuje. Ron był bardzo lojalnym i oddanym przyjacielem. To jedne z cech, za które kochała go Hermiona. I za które uwielbiał Harry.
      Kolacja upłynęła w miłej atmosferze. Ron opowiadał, jak załatwiłby śmierciożerców i jaki ch zaklęć by użył. Oczywiście były to tylko jego wygłupy. Co jakiś czas ktoś wybuchał śmiechem albo spadał z krzesła. 
Po kolacji Harry zabrał Hermionę do swojego pokoju, by z nią porozmawiać. Zamknął drzwi i odezwał si4lę z udawantm wyrzutem w głosie.
-Co ci strzelili do głowy, żeby nauczyć Ginny Bombardy?!
-Och nie przesadzaj, musi się umieć bronić...
-Robi to za dobrze. Te jej uroki... Albo tarcza, tarcza tej dziewczyny to moja fobia, przysięgam. Ona jest tak silna...
-Tak, wiem, widziałam. Pamiętasz, jak pani Weasley pokonała Bellattix? Tą wredną su... eee... czarownicę?
-Jej wyjątkowo nienawidziłem. Zwłaszcza za Syriusza.
Siedzieli tak i wspominali miłe chwile i zabawne momenty z tego roku. Hermiona... to też była wspaniała dziewczyna, która z powodu wielkiej odwagi nie trafiła do Ravenclawu. Na czwartym roku Harry pokłócił się z Ronem. Wtedy spędzał czas tylko z nią. Nie było co prawda tyle śmiechu co z rudym przyjacielem, ale bardzo mu pomagała. Nauczyła go wtedy zaklęcia przywołującego. Po pierwszym zadaniu turnieju, Harry pogodził się z Ronem i wszystko wróciło do normy. Ale Hermiona pozostała nie zastąpiona.
      Robiło się późno. Hermiona poszła do wspólnego z Ginny pokoju, a Harry poszedł do łazienki wykąpać się. Prysznic był rzeczą której potrzebował po tym dniu.





Przepraszam za spóźnienie, ale odcięli mi internet na jakiś czas. Następny rozdział już w tym, bądź następnym tygodniu!! 

4 komentarze:

  1. Hejka :)
    Mam jedno zastrzeżenie.
    Jakim prawem Ginny rzuca czary np. na ten grób czy nawet na śmierciożerców ?
    Przecież Ginny nadal ma na sobie namiar tak więc nie może czarować.
    Ale tak to bardzo dobry rozdział ;)
    Pozdrowienia i dużo weny XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ma namiar, ale z nią jest Harry i nie stwierdzą, kto rzucił czar. Tak było np. w Komnacie Tajemnic, gdy Zgredek czarował, a wina poszła na Harry'ego, bo był jedynym obecnym czarodziejem

      Usuń
  2. Bardzo się wciągnełam! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Zapraszam na mojego bloga o trochę innej tematyce: //nie-tylko-moje-pasje.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń