Harry & Ginny Potterowie

Harry & Ginny Potterowie

środa, 23 września 2015

Harry kończy osiemnaście lat

  Harry kończy osiemnaście lat
 
      Harry obudził się jak zawsze-około godziny dziewiątej. Tym razem obudziły go promienie słońca, a nie Ginny. Pomyślał, że ta jeszcze śpi. Postanowił udać się do niej i ją obudzić. Wyszedł z łóżka. Miał na sobie piżamę. Przebrał się szybko w t-shirt i jeansy. Podszedł do lustra i przeczesał ręką włosy. Wyszedł z pokoju i pokierował się w stronę pokoju ukochanej. Gdy przekroczył próg jej pokoju, zobaczył, że łóżko jest puste. Zdziwiło go to, bo zazwyczaj po przebudzeniu szła do chłopaka, by i jego obudzić. Teraz było inaczej. Podszedł do łóżka. Miejsce, w którym spała, było chłodne-znak, że opuściła je już dosyć dawno. Zastanawiał się, co się jej mogło stać. Zamyślony zszedł na dół. Było po dziewiątej, a zazwyczaj o tej porze jedli śniadanie. Podszedł do stołu, na którym znalazł kartkę papieru. Wziął ją do ręki i natychmiast poczuł coś, jak szarpnięcie w okolicach pępka. Po chwili znalazł się w innym miejscu, które dobrze znał-na Grimmauld Place numer 12. Po sekundzie w jego objęciach już była Ginny.
-Wszystkiego najlepszego kochanie-szepnęła. Zanim zdążył odpowiedzieć, pocałowała go. W tym momencie przypomniał sobie: dziś kończy osiemnaście lat! Jego dziewczyna oderwała się od niego po chwili. Na ustach chłopaka pojawił się uśmieszek. Odezwał się.
-Przez dwa tygodnie jestem od ciebie starszy o dwa lata-wyszczerzył się.-A ty nadal nie jesteś pełnoletnia...
-Jak się nie zamkniesz, nie dostaniesz prezentu-pogroziła mu żartobliwie. Uwielbiała jego poczucie humoru. Kochała to w nim. Zaciągnęła go do salonu, gdzie czekała już reszta: pan i pani Weasley, Ron i Hermiona, Bill i Fleur, Percy, George i Angelina i...
-Charlie!-wykrzyknął. Charlie mieszkał w Rumuni, gdzie zajmował się rezerwatem smoków. Nie miał żony ani dziewczyny, bo jak twierdził-podobało mu się życie kawalera.-Skąd ty tu...
-Harry, chłopie! Miałem się nie zjawić na urodzinach Tego, Który Pokonał Czarnego Pana?-oznajmił radośnie.
      Na górze, pod sufitem wisiał napis "Sto lat Harry". To miejsce się w pewien sposób zmieniło. Było wysprzątane (gdy mieszkali tu przez jakiś czas rok temu z Ronem i Hermioną, nie zostawili porządku, gdyż opuszczali je w pośpiechu) i inaczej urządzone.
      Harry wyściskał się z każdym po kolei, dziękując za wspaniałą niespodziankę. Zapomniał zupełnie o urodzinach. Tyle się wydarzyło, że umknęło mu to z głowy. W ręce nadal trzymał kartkę, która była świstoklikiem. Spojrzał na nią.
      Sto lat, Harry Potterze!
Pani Wealsey zawołała wszystkich do salonu. Gdy przekroczył próg, ujrzał wielką górę prezentów, pierwszą taką, całą dla niego. Harry promieniał szczęściem, choć to nie prezenty były dla niego najwspanialsze, ale to, że wszyscy byli tutaj-na jego urodzinach, o których nie pamiętał. Cała ta gromada kazała mu po kolei rozpakowywać prezenty od każdego z nich. Najpierw Ron zażyczył sobie, aby to jego podarunek był pierwszy. Dostał od niego cały zestaw piłek do quiddicha-kafla, tłuczki i trzy znicze (te często się gubią). Zapakowabe były w przenośną walizkę, w ktorej można było trzymać także miotły. Rzucono na nią zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, tak, że sama walizka była wielkości książki, a wszystko mieściło się w niej, choć rzeczy wewnątrz pozostały takiego samego rozmiaru. Harry był zachwycony prezentem. Tak samo jak pozostałymi. Od George'a z Angeliną (wiadomo było, że byli parą) dostał całe pudło rzeczy z ich sklepu. Bill i Fleur podarowali mu niewidzialny atrament razem z arkuszami, które zmieniały kształt, wino prosto z Francji z Champagne oraz krawat w kolorze czerwonym oraz czarnym. Pani Weasley podarowała mu koszulę (nie sweter) w jego ulubiony wzór-czerwono-niebiesko-białą kratę i cały stos muffinek z czekoladą-jego ulubionych. Od Charli'ego otrzymał figurę jajka smoka. Nie była to zwykła figurka. Co jakiś czas smok wykluwał się, a konkretnie gdy miało wydarzyć się coś niezwykłego. Percy jak to Percy dał mu książkę "Jak zostać ministrem magii", od Hermiony dostał ksiązkę (oczywiście, że książkę) o różdżkach-pewnie czuła się winna złamania różdżki Harry'ego, pomimo, iż ją naprawił. Pan Weasley podarował mu za zaczarowany, mugolski telefon, którym można bylo wezwać kogokolwiek z ministerstwa w ciągu kilku sekund.
     Wszystkie prezenty były fantastyczne, ale brakowało mu jednej osoby. Nie było tam Ginny. Udało mu się wymknąć niezauważonym wśród gości. Wszedł po schodach na górę. Najpierw poszedł do pokoju Syriusza. Nie omylił się-tam właśnie była. Patrzyła na zdjęcia Huncwotów, ich lat z Hogwartu, Zakonu Feniksa. Znalazła zdjęcie, którego Harry wcześniej nie widział. Podszedł bliżej. Trzymała je w ręce. Było to kolaż. Z lewej strony znajdował się James, w stroju reprezentacyjnym Gryffindoru, trzymający znicz, wymachując nim nad głową. Po prawej stronie widniał Harry w takim samym stroju, także ze zniczem w ręce. Oboje byli w tym samym wieku, niemal identyczni. Różniły ich tylko oczy. Harry nie widział wcześniej tego zdjęcia, nie wiedział skąd Ginny je ma. Podszedł bliżej. Dziewczyna odezwała się.
-Syriusz miał ci je dać, gdy byliśmy na piątym roku. Dał Stwrkowi, by włożył w ramkę i ozdobił. Jak wiadomo ten skrzat nie lubił Syriusza i zachował je dla siebie. Gdy przestała to być siedziba zakonu, zostawił je u niego w pokoju. Tu-pokazała na obdarty fragment z prawej strony-była jeszcze Lily. Chyba wiemy kto oderwał jej zdjęcie...
-Snape-rzekł cicho Harry.-Skąd o tym wiesz?
-Od Stforka.
Chłopak podszedł do niej i przytulił ją. Trwali tak w ciszy. Po chwili Ginny odezwała się.
-Ja też coś dla ciebie mam.
Podeszła do szafy i wyjęła z niej klatkę z sową śnieżną. Harry oniemiał.
-Tto dla mnie?-w końcu odezwał się.
-Taka jak Hedwiga. Nie masz żadnego zwierzaka, więc ci się przyda.
-Jest fantastyczna. Wybierz dla niej imię.
-Ja?-niedowierzała Ginny.
-Tak, ty.
Dziewczyna zastanowiła się chwilę w ciszy. Po chwili rzekła:
-Śnieżka.
-Wiesz, że o tym samym pomyślałem? Tak, to idealne imię.
Harry otworzył klatkę i wziął ją na rękę. Śnieżka zagruchała radośnie. Ginny przywołała rzeczy potrzebne do oporządzenia jej klatki. Po dziesięciu minutach wszystko było gotowe. Sówka była dużo mniejsza od Hedwigi, lecz było to ze względu na wiek, gdzyż ta miała ledwie trzy miesiące, a Hedwiga już 6 lat, gdy ją  kupował. Bardzo ucieszył się z prezentu. Może Śnieżka zastąpi mu Hedwigę. W końcu tak brakowało mu jego ukochanej sowy. Ginny doskonale wiedziała, że to idealny prezent.
      Zostawili Śnieżkę w nowej klatce. Harry trzymając Ginny w objęciach zszedł zszedł z nią na dół. Gdy pojawili się w salonie, planowano mecz quiddicha. Drużyny miały wyglądać tak: w jednej miał być Ron, Harry, George i Angelina, a w drugiej-Hermiona, Ginny, Charlie i Bill. Grali na dwóch ścigających, pałkarza i obrońce. Obrońcami byli Ron i Hermiona, pałkarzami-George i Charlie. Jeśli chodzi o ścigających, to w jednej drużynie byli nimi Harry i Angelina, w drugiej-Ginny i Bill. Jeden z graczy ścigających był też szukającym. Te funkcje dostali Harry i Ginny.
     Po uruchomieniu wszystkich piłek (użyli tylko jednego tłuczka) wszyscy ustawili się na swoje pozycje. Charlie był kiedyś kapitanem reprezentacji Gryffindoru. Właściwie każdy gracz w niej był z wykątkiem Billa i Hermiony, która zrobiła postępy w grze po kilku treningach z Ronem. W pierwszej minucie w obręcz strzeliła oczywiście Ginny. Następne trzy gole również były jej zasługą. Kolejne punkty zdobyła drużyna przeciwna-jeden strzał oddał Harry, dwa Angelina. Ron miał kilka fenomenalnych defensyw, Hermiona obroniła dwa strzały. Po dziesięciu minutach wynik wynosił 220:180 dla drużyny Ginny. Gra cały czas trwała. Harry'emu błysnęło przed oczami coś złotego. Znicz. Ginny też to dostrzegła i po chwili już lecieli w jego kierunku obok siebie. W tym czasie Bill dwa razy przerzucił kafla przez obręcz. Para leciała łeb w łeb. Co chwila ktoś wychodził na prowadzenie. Znicz poleciał wysoko w niebo. Ginny i Harry zrobili to samo. Chłopak wyprzedził dziewczynę, lecz wiedział, że nie na długo. Wzlecieli na wysokość pięciuset stóp. Znicz leciał już w dół, gdzie Angelina właśnie strzeliła gola. Harry zobaczył Ginny dwieście stóp pod nim, goniącą znicz. Prawie dotykała go palcami. Chłopak uznał, że nie ma szans na dogonienie jej, ale przypomniał sobie, że ma przecież błyskawicę. Poszybował prostopadle w dół z taką prędkością, że pomimo iż leciał pionowo w dół, nie spadał z miotły. Gdy był trzydzieści stóp nad Ginny, wystawił rękę. Zdąrzył zobaczyć tylko złotą kulkę przed nim, zanim hamując spadł na ziemię. Na szczęście  ledwie z dziesięciu stóp. Otrzepał się i wstał. Spojrzał na dłoń. Znajdywała się tam złota kulka ze skrzydłami. Złapał go. Jednak złapał. Pierwszy dostrzegł to George, który zleciał do Harry'ego, gratulując mu. Po chwili inni też zorientowali się, że mecz dobiegł końca. Ron zleciał do Pottera i odezwał się.
-Wow, stary, to było niesamowite!
-A jaki jest wynik tak w ogóle?-przerwał mu Harry.
-Zaczekaj-rzekł George.-Sto dziewięćdziesiąt plus sto pięćdzieś... Trzysta czterdzieści do dwustu czterdziestu.
Harry popatrzył na Ginny. Ta obserwowała go z podziwem, który zakrywała drwiącym uśmieszkiem.
-Siedemnaście goli!-powiedział z uznaniem chłopak-Strzeliłaś siedemnaście goli-zwrócił się do swojej dziewczyny.-Nieźle!
-Angelina dwanaście-dodał George.-Też niczego sobie.
    Byli w świetnym nastroju po grze. Schowali piłki do pokrowca i aportowali się z powrotem przed Grimauld Place numer dwanaście. Ginny umiała już się deportować, ale wciąż miała na sobie namiar i nie mogła tego robić. Jak zawsze aportowała się z Harrym. Weszli po schodach do domu i opowiedzieli reszcie o przebiegu meczu. Na jubilata czekał wielki tort, czteropiętrowy, z napisem: "Harry Potter, zwycięzca". Obok widniał różdżka i znicz. Stał na dużym, okrągłym stole, wokół którego zebrali się już wszyscy, obok swoich miejsc. Na lewo od jubilata miejsce zajął Ron, zaś na prawo-Ginny. Harry'emu wpadł do głowy pewien pomysł. Zanim reszta zdąrzyła ryknąć "sto lat", machnął różdżką i na torcie pojawili się wszyscy-Ginny, pan i pani Weasley, Ron, Hermiona, Fred i George, Bill, Fleur, Charlie, Syriusz, Lupin i Tonks z Teddym, Dumbledore, Snape i reszta zakonu. Wyglądało to jak fotografia na środku tortu. Wszyscy patrzeli oniemieni i po chwili rozległy się gromkie brawa. Ginny machnęła różdżką i na środku pojawił się i Harry. Drugi raz machnęła i na świeczkach pojawiły się płomyki. Wszyscy razem zaśpiewali "sto lat". Harry pomyślał życzenie i zdmuchnął wszystkie osiemnaście płomyków na raz. Rozległy się brawa i jubilat osobiście kroił tort na kawałki, podczas gdy pani Weasley rozlewała szampana do kieliszków. W pewnej chwili pojawił się Kingsley, który pogratulował Harry'emu ukończenia osiemnastu lat, złożył mu życzenia i odebrał swoją pkrcje tortu i szampana.
      Impreza trwała przez dwie godziny. W pewnym momencie George i Charlie "wyczarowali" muzykę. Harry porwał Ginny do tańca. Po kilku szybkich kawałkach włączyli wolnego. Pan Potter i panna Weasley tańczyli wtuleni w siebie razem z kilkoma innymi parami. Ale nie mogło to trwać wiecznie, bo George zmienił muzykę na rock 'n roll, co skomentowała pani Weasley. Powiedziała ,że zepsuł tak romantyczną chwilę. Po jakimś czasie Harry znalazł się na górze w pokoju Syriusza. Był cały spocony i czerwony. Otworzył szeroko okno, by odetchnąć. Jego uwagę przykuł zwitek papieru leżący na stole. Rozwinął i przeczytał treść zamarł. W tym czasie Ginny weszła do pokoju. Harry schował list do kieszeni.
-Co to jest?-spytała Ginny.
-Ale co?
-To co przedemną schowałeś.
-Eh, życzenia...
-Jasne.
Ginny zabrała mu z kieszeni list i spojrzała na niego. Widniało na nim kilka słów, odręcznie napisanych.
"Znamy twoją słabość, Potter. Niebawem ona przez ciebie ucierpi."
Harry odwrócił się w stronę ukochanej. Popatrzył na nią. Jego zielone oczy spotkały się z jej, ciemnoczekoladowymi. W jego sercu panował niepokój.
-Chodzi o ciebie-powiedział w końcu. Ginny nie przejęła się tym tak jak on.
-Wiem-rzekła spokojnie.-Ale przecież wiele razy ci grozili...
-Ale co jak coś ci się stanie?
-Harry Potterze-szepnęła. Podeszła do niego i zawiesiła mu ręce na szyi.-Nie jestem byle jaką dziunią, która myśli, że jest z porcelany. Wiele razy dostałam zaklęciami niewybaczalnymi, ale żyję. Ja też jestem czarownicą-w tym momencie pocałowała go. Chłopak oplótł ręce wokół jej talii. Przycisnął ją do siebie i odwzajwmnił pocałunek. Trwali tak przez jakiś czas, dopóki do ich pokoju nie wbiegł zdyszany Ron. Zobaczył parę całującą się, jednak przerwał im tak jak dokładnie rok temu.
-Co wy tu...-spytał.-A z resztą... Wracajcie na dół!
Harry oderwał się od Ginny i odezwał się.
-Tak trochę jestem zajęty...
-Moją siostrą? Stary, dzisiaj masz urodziny! Idź na swoje przyjęcie...
-Za chwilę-odrzekł Harry, po czym przysunął Ginny z powrotem do siebie. Gdy Ron wyszedł, zamknął drzwi zaklęciem i rzucił Muffiato.
-Przeszkodził nam tak samo jak rok temu-powiedziała dziewczyna-Niech się zajmie Hermioną...
Harry myślami był przy liście. A co jeśli naprawdę zrobią krzywdę Ginny? Co jeżeli to bue są tylko czcze groźby? Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało...
-Chyba nam w czymś przeszkodził-wreszcie powiedział-Nie skończyłem jeszcze.
Powoli zbliżył swoje wargi do jej. Pocałował ją, co ona odwzajwmniła. Zatopił dłonie w jej pachnących włosach. Szepnął jej do ucha.
-Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.
-Damy radę. Razem.
                                                                        * * *
      Przyjęcie nadal trwało. Po jakimś czasie pojawił się także Kingsley. Harry cały czas rozmawiał z Ronem oraz Charliem. Ten ostatni opowiadał o smokach, o quiddichu (Charliemu proponowano przejście do reprezentacji Anglii, jednak odmówił). Natomiast Hermiona i Ginny gadały razem o wspólnych tematach.
      Impreza dobiegła końca około dwudziestej pierwszej. Wszyscy wrócili do domów, deportując sie przed drzwiami domu. Harry spakował wszystkie prezenty, po czym jak zawsze wrócił razem ze swoją dzewczyną. Po powrocie wziął szybki prysznic. Był tak zmęczony, że gdy tylko położył głowę na poduszkę, zasnął.
Miał okropny sen. Śniło mu się, że był we wrzeszczącej chacie, z której rzeczywiście dobiegał wrzask. Wbiegł do środka, przez wejście koło wierzby bijącej. Ujrzał Ginny. Związaną, krzyczącą. Koło niej stał ktoś w czarnej pelerynie z kapturem na głowie. Rzucał na dziewczynę klątwę Cruciatus. Ginny zwijała się z bólu. Chciał rzucić w niego zaklęciem, lecz śmierciożerca był szybszy. Petryficus Totalus trafiło Harry'ego prosto w pierś. Zobaczył twarz przeciwnika. Draco Malfoy.
-I co Potter?-zwrócił się do niego śmierciożerca-Jak myślisz, ile jeszcze wytrzyma?-wskazał na Ginny-Crucio!
Ginny znowu krzyknęła. Harry'emu serce pękało. Widział, jak jego ukochana cierpi, a on nie mógł nic zrobić. Chciał rozerwać Malfoya na strzępy, chciał posunąć się nawet do Sectumsemtry...
-A taka śliczna...-odezwał się Draco.-No, ale muszę... To przez ciebie, Potter. Avada Kedavra!
      Błysnęło zielone światło. W tym momencie Harry się obudził. Był cały spocony. To był okropnie realistyczny koszmar. Wstał. Poszedł do pokoju Ginny. Chciał zobaczyć, czy nic jej nie jest. Przeszedł przez korytarz i uchylił drzwi od jej pokoju. Zajrzał do środka. Dziewczyna leżała z otwartymi oczami. Spojrzała na ukochanego i ręką przywołała go do siebie. Harry podszedł do jej łóżka, a Ginny pociągnęła go tak, że upadł na nie koło niej. Odgarnęła mu mokrą grzywkę z czoła.
-Miałeś zły sen?-spytała. Podejrzewała, co mu się śniło. Ten tylko potrząsnął głową i położył swoją dłoń na jej policzku. Spojrzał jej w oczy. Dostrzegł w nich ciepło i troskę. Wiedział, że może jej opowiedzieć o koszmarze.
-Tam byłaś ty. We Wrzeszczącej Chacie. Torturował cię. Unieruchomił mnie zaklęciem. To był Draco Malfoy...
-To był tylko sen, skarbie-oznajmiła spokojnie.-Za dużo nad tym myślałeś i przyśniło ci się...
-Ale jeśli to nie był zwykły sen?
-Czasy kiedy mogłeś wejść do świadomości Voldemorta już minęły-ona jedna z rodziny nie bała się tego imienia-Sny to nie jest przepowiednia.
-Ale jeśli...
-To wtedy skopiemy mu tyłek! Jeju, Harry, pokonałeś Voldemorta! I nie dasz sobie rady z jakimś dupkiem?!
Miała rację. Nie było sensu zamartwiać się na zapas, choć obiecał sobie, że będzie jej pilnować dzień i noc, żeby nic jej się nie stało. Dziewczyna wtuliła się w niego i szpnęła mu do ucha.
-Wszystkiego najlepszego...
Chłopak pocałował ją w czółko i zasnął z nią u boku.
 
 
Chciałam przeprosić z spóźnienie, ale doprcowałam ten rozdział. następny 1 października!

środa, 16 września 2015

Pokątna

Rozdział 3. Pokątna

   Minęły trzy dni od incydentu z udziałem dementorów. Tego dnia, Harry miał być już całkiem zdrowy. Chłopak otworzył oczy. Zdał sobię sprawę, że nic go już nie boli. Spedził trzy dni w łóżku. Nie były to całkiem nieudane dni, gdyż cały czas towarzyszyła mu Ginny. Już wcześniej odkrył, że za każdym razem, gdy dziewczyna była z nim ból znikał. Dumbledor powiedziałby, że tak działa miłość. Ginny spała w swoim pokoju, więc ból wracał co noc. Tego ranka było inaczej. Czuł się znakomicie. Wziął okulary z półki i założył je na nos. Poczuł wielkie szczęście, gdy zobaczył otwieranie drzwi. Wiedział, kto to był. 

   Ginny weszła do jego pokoju. Zanim zdążyła usiąść, odezwał się do niej.
-Zrobisz mi tosty?
-Spadaj, już jesteś zdrowy, pora abyś to ty coś przyrządził.
-Mogę cię zanieść-namawiał ją 
-Naucz się gotować, przyda ci się ta umiejętność.
-Ty mnie naucz.
-Nie, poproś moją mamę.
-Oj, nie bądź taka-Harry wciąż się z nią droczył. Przyciągnął ją, tak, że upadła na łóżko. Dotknął ją dłonią po policzku.
-I tak mnie nie przekonasz!
Harry usiadł na jej brzuchu tak, że kolanami przytrzymywał jej ręce. Zaczął ją łaskotać po bokach. Ginny mimowolnie śmiała się.
-Jak śmiesz?-krzyczała zduszając śmiech-Nie ugnę się. Nie... Nie!
Gdy Harry zaczął ją łaskotać po szyi, nie wytrzymała.
-Wystarczy, już, zrobię ci te tosty...-Ginny śmiała się cały czas, nawet, gdy chłopak przestał ją łaskotać. Harry siedział jej na udach. Gdy się uspokoiła, złapała go za szyję i zbliżyła jego twarz do swojej. Oplotła mu ciaśniej ręce na szyi i pocałowała go. Chłopak przełożył nogę tak, że siedział teraz obok niej, złapał ją jedną ręką za zgięcie w kolanach, drugą miał na jej plecach i podniósł ją, nie odrywając swoich ust od jej warg. Zniósł ją po schodach. Doszedł z nią do kuchni. Machnął różdżką i wszystkie produkty pojawiły się na stole. Postawił dziewczynę i szepnął jej na ucho: dziękuję.
Poszedł do salonu i usiadł na fotelu. Tak jak wcześniej machnął różdżką i stół sam zaczął doprowadzać się do porządku. Kurz zniknął, z obusu zniknęły plamy i wgniecenia.                      Harry usłyszał pukanie w szybę. Siedziała tam mała, szara sówka z gazetą w dziobie. Otworzył okno. Sowa podała mu gazetę i zaczęła latać po pokoju jak oszalała. Harry spotkał się już wcześniej z takim zachowaniem. Było ono typowe dla małej sówki Rona, Świstoświnki, która po każdej misji tak latała. Był to wynik jej podekscytowania. Często też, gdy przynosila jakieś listy dla Rona, kiedy ten był w Hogwarcie, latała po zamku, by pokazać jaka jest dzielna. Tak też zachowywała się ta mała sówka. Harry przywołał miseczkę i jedzenie, które zostało po Hedwidze. Nasypał jej do miski. Ta sfrunęła i rzuciła się na jedzenie. W międzyczasie chłopak wrzucił jej knuta do sakiewki przywiązanej do nóżki. Sówka nie chciała wracać. Po kilku minutach przyszła Ginny ze stosem tostów. 
-To wszystko dla nas?-zawołał zdziwiony Harry.
-No co ty, reszta się zaraz obudzi, to też dla nich-odpowiedziała. Zauważyła sówkę.
-O jeju, jaka śliczna! Zatrzymamy ją?
-Nie możemy, ona ma swój numer, należy do ministerstwa. Ale teraz pewnie zawsze będzie do nas przylatywać-Harry pogłaskał sówkę po szyjce.
-No już, koniec, musisz wracać.
-Jak ona ma na imię?-zapytała Ginny. Spojrzała na jej nóżkę. Na obrączce miała wygrawerowany numer i litery: -Tola. Ma na imię Tola-oznajmiła Ginny. Sowa usiadła jej na palcu.-No, Tolka, wracaj do siebie, jutro nas odwiedzisz.
      Harry otworzył okno, a Tola zachukała radośnie i wyleciała. Chłopak zabrał się do tostów. Nadziane były serem o szynką. Były tak pyszne, że zjadł pięć. Była to ledwie ćwierć z góry tostów, którą przygotowała dziewczyna. 
-Robisz pyszne naleśniki, pyszne tosty, dziewczyno, czego ty nie umiesz?!
-Emm, no cóż, nie umiem robić kotletów mielonych-powiedziała to takim tonem, że Harry wybuchnął śmiechem. Chciała odnieść talerze, ale gdy znalazła się przy fotelu Harry'ego, ten skorzystał z okazji. Złapał ją w biodrach i rzucił sobie na kolana. Talerze wypadły jej z rąk i roztrzaskały się.
-No i co ty najlepszego narobiłeś?!
-Nie martw się, reparo-mruknął. Kawałki zbitych talerzy z powrotem połączyły się w całość. Harry przytulił Ginny do siebie. Dziewczyna wcale się nie gniewała. Udawała złą, ale nie wytrzymała i wtuliła się w jego pierś. Odezwała się.
-Blizna już Cię nie boli?
-Odkąd Tom Riddle zginął, ani razu mnie nie zapiekła-odpowiedział nastała cisza. Harry przypomniał sobie o tych wydarzeniach. Pomyślał, że blizna nie będzie już go boleć, bo zniszczony został horcrux, który w nim był. Którym był. Giny przerwała ciszę.
-Co ci powiedzieli, gdy użyłeś Kamienia Wskrzeszenia?
-Że będą ze mną do końca. I że są dumni-odpowiedział. Chwilę milczał. W końcu zdecydował sie jej powiedzieć coś, czego nikomu innemu nie powiedział.
-Wtedy, gdy szedłem, by mnie zabił, było coś, czego najbardziej żałowałem, co było najgorsze...
-Co to było?
-Ty. Że Cię więcej nie zobaczę.
     Pocałowała go. Harry zatopił dłonie w jej włosach. Ona położyła swoje na jego policzkach. Trwali tak połączeni pocałunkiem. Po pewnym czasie Ginny oderwała swoje usta od jego warg.
-Niesamowite. Voldemort był niezwyciężony, był najpotężniejszym czarnoksiężnikiem wszechczasów. A niemowle odebrało mu moc. Siedemnastolatek go pokonał. Harry Potter, Wybraniec... mój wybraniec...
Nigdy o nim tak nie mówiła. Nigdy nie podzieliła się swoimi uczuciami w tej sprawie. Nie wiedział, co powiedzieć. Ale po chwili doszło do niego, o czym ona mówi. Trudno jej było oswoić się z myślą, że Harry Potter, ten, który pokonał Czarnego Pana, kocha ją. Odezwał się, głaszcząc ją po głowie.
-Nie ma znaczenia, kim jestem i czego dokonałem. Liczy się, do kogo należy moje serce. A należy ono do Ciebie-tu przytulił ją mocniej do siebie.-Kiedy wyruszyłem po horcruxy, całe wieczory spędzałem, na wypatrywaniu Ciebie na mapie Huncwotów. Patrzyłem, czy jesteś bezpieczna, gdzie się znajdujesz. W kółko słuchałem radia, gdy podawali śmiertelne ofiary, czy nie wymienią Twojego imienia. Cały czas myślałem o Tobie. Tak mi cię brakowało... A teraz mam Cię tu, przy sobie, nie zagraża nam już nic. Mogę być z Tobą już na zawsze i nic nas nie rozdzieli.
    Ginny pocałowała go w policzek. Szepnęła mu do ucha.
-Już na zawsze tak pozostanie. Nic nas nie rozdzieli-powtórzyła jego słowa. Harry beznamysłu pocałował ją. 

 * * * 

Mijały dni. Nadszedł 28 lipca. W tym dniu mieli dostać spis książek do kupienia i informacje dotyczące powrotu do szkoły. Gdy cała rodzina jadła śniadanie, usłyszeli pukanie. To była mała sówka. Harry i Ginny ją znali.
-Tola!-wykrzyknęła Ginny. Otworzyła okno. Ron i Hermiona zapytali równocześnie:
-Skąd ją znasz?
-Tak jakoś, poznaliśmy ją...-mrugnęła do Harry'ego. Dziewczyna rozdała listy z Hogwartu, po czym przygotowała śniadanie Tolce. Harry otworzył kopertę. Po chwili usłyszał krzyk Hermiony.
-Zostałam prefektem naczelnym-pisnęła. Ron pocałował ją.
-To wspaniale skarbie!
-A ja zostałam kapitanem drużyny-oznajmiła Ginny.
-Ha! Mówiłem, że ty zostaniesz! Mówiłem!-wykrzyknął Harry. Objął ją i pocałował. Po chwili szepnął-Ale weźmiesz mnie do drużyny?
-Teraz będziesz się musiał postarać. Już nie będzie tak łatwo...
-Już zdobyłem Jedną Niełatwą, z drużyną spokojnie sobie poradzę...
-A brata weźmiesz?-spytał Ron.
-Ach, mówiłam, nie ma tak łatwo.. 
Ron popatrzył na swój list, po czym przeczytał na głos treść, dotyczącą podręczników.
-"Wiecie co się działo podczas II bitwy o Hogwart. Teoria wam nic nie dała, ważna jest praktyka. Nauczymy was, czego umiemy, do diabła z podstawą programową!" Nieźle poniosło McGonagall...
-McGonagall... A! No tak, ona jest teraz dyrektorką...-rzekł Harry.
-I tak trzeba wam kupić nowe przybory szkolne-powiedziała Pani Weasley.-Jutro udamy się na Pokątną.
-I odwiedzimy George'a-dodała Ginny.
-Na te podręczniki zawsze schodziło się mnóstwo pieniędzy... Och, ile oszczędzimy! Kupie wam coś fajnego na Boże Narodzenie-oznajmiła pani Weasley. Harry był zadowolony, że pojadom tam. Lubił to miejsce. Można było tyle rzeczy kupić...
-Ej, Harry, jak myślisz, dadzą Gryffindorowi trzy tysiące punktów z automatu za to, że zabiłeś sam wiesz kogo?-zapytał ironicznie Ron.
-Ron, wiele osób wzięło udział w bitwie. Harry zabił Voldemorta, co jest największym czynem wszechczasów. Ale rozumieją, że Harry nie pragnie sławy i nie doliczą Gryffindorowi punktów za Harry'ego-oznajmiła z drwiącą miną Hermiona. 
-Wiem Hermi, żartowałem... Jeśli już mają dodawać punkty to za mnie...
-Dosyć już tego, zróbcie coś z tą sową-zawołała pani Weasley, wskazując na Tole, która latała pod sufitem jak oszalała. 
-Tola, choć do mnie-Ginny wystawiła rękę. Sówka przyleciała do niej i usiadła jej na palcu.-Wiemy, że jesteś bardzo dzielna i tak świetnie dostarczasz wiadomości, ale musisz już wracać do pracy, prawda?- Ginny otworzyła okno i wypuściła Tolę na zewnątrz.
Dokończyli płatki z mlekiem i wszyscy udali się na górę. Ron poszedł z Harry'm, a Hermiona z Ginny.
-One coś knują-rzekł Ron.-Coś niedobrego...
-A uroczyście przysięgają?-spytał Harry. Obaj wybuchnęli śmiechem. Potem rozmawiali razem. Tak upłynął 28 lipca.

        * * *
Harry obudził się. Gdy otworzył oczy, zobaczył Ginny siedzącą na jego łóżku. Ubrana była w lekką, różową sukienkę na ramiączka, włosy miała związane w kucyk tak, że pojedyncze pasma opadały jej na twarz. Wyglądała ślicznie. Zamknął oczy i uśmiechnął się.

-Cześć skarbie-przywitał ją.
-Dzień dobry, kazali mi cię obudzić
-Ta akurat, oczywiście-odpowiedział drwiąco.-Nie możesz wytrzymać bezemnie? Mam podobnie, tyle że z tobą...
Chwycił ją w pasie i przyciągnął. Położył ją obok siebie na łóżku i przytulił.
-Niestety, ale nie taki jest powód, jest jedenasta, a o dwunastej wyruszamy na Pokątną...
-Nie udawaj niedostępnej kochanie, wiem, że przyszłaś po to...-pocałował ją trzymając ręce splecione wokół jej talii. Leżeli na łóżku, odwróceni do siebie. Ona oplotła mu szyję rękoma. Delikatnie przygryzła jego wargę, odrywając swoje usta od jego. Odezwała się.
-Nie ubierzesz się? Nie przygotujesz?
-Och, mam dużo czasu, najpierw zajmę się tobą-odpowiedział i zaczął całować ją wokół szyi. Ginny co jakiś czas muskała go ustami po policzkach. Po jakimś czasie przerzucił ją na siebie. Cały czas trzymał ją za talię rękoma, a ona swoje miała splecione wokół jego szyi. Całowali się tak przez kwadrans.  Wreszcie Ginny oderwała się od Harry'ego, wstała i poszła do drzwi.
-Widzimy się na dole-powiedziała.
-To twoja wina-odrzekł.-Przy tobie nie mogę się skupić.
Ginny spojrzała na niego zalotnie po czym wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Harry przebrał się z piżamy. Założył czerwono-niebieską koszulę w kratkę i jeansy. Spojrzał w lustro. Włosy jak zwykle były niepoukładane, sterczały na wszystkie strony. Przeczesał je dłonią i zszedł na dół. Czekały na niego jajka sadzone na szynce. Zjadł je szybko i pobiegł do salonu. Była za dziesięć dwunasta. Czekali na niego pani Weasley, Ron, Hermiona i Ginny. 
-No, skoro już jesteśmy wszyscy-powiedziała pani Weasley-to weźcie po garści-tu podała każdemu pudełko z proszkiem Fiuu-niestety nie starczy dla każdego, muszę dokupić, więc Harry deportuje się z Ginny. 
Po kolei wszyscy oprócz nich rzucali proszek do kominka i krzyczeli: ulica Pokątna. Gdy już wszyscy zniknęli, Harry i Ginny wyszli przed drzwi. Chłopak chwycił ją za biodra i przytulił. Po chwili znaleźli się na Pokoątnej. W tłumie wypatrzyli panią Wealsey i resztę. Po chwili jednak usłyszeli wrzask. Ku Harry'emu zmierzał tłum wiwatujących i klaskających ludzi.
-Harry Potter! Harry Potter! Panem Śmierci!!!
-Pokonał Czarnego Pana!
-Niech żyje Chłopiec, Który Przeżył!
Chłopaka oblazły tłumy. Wszyscy uściskali z nim dłonie, gratuliwali mu. Cały czas słychać było wiwaty. W pewnym momencie Harry złapał Ginny za talię i przeciągnął przez tłum w kierunku pani Weasley, Rona i Hermiony, którzy podążali w stronę Madame Malkin, gdzie można było kupić szaty. Gdy do nich dobiegli, natychmiast weszli do sklepu. Zamknęli drzwi. Udało im się w spokoju dobrać stroje. Gdy wyszli, tłum się rozszedł. Harry udał się do banku Gringota, gdy reszta poszła kupić pióra i kałamarze. Wszedł do holu banku. Jak zawsze w okienku znajdował się goblin. Podszedł do niego. 
-Chciałbym otworzyć skrytkę numer 519-rzekł chłopak.
-Skrytkę pana Syriusza Blacka? Pan Potter, nieprawdaż?
-Tak.
-Proszę pokazać mi swoją różdżkę. 
Harry wyciągnął ją z kieszeni i podał goblinowi. Ten popatrzył na nią, poobracał kilka razy w palcach i oddał właścicielowi. Szedł cały czas za goblinem. Weszli do wagoniku, by przejachać trasę do skrytki Syriusza. Harry miał plan, co do pieniędzy, które mu pozostawił ojciec chrzestny. Naprawdę mu się przydadzą...

     * * *

Harry znaazł resztę w Esach Floresach. Gdy wszedł do środka, usłyszał znajomy głos.
-Uwaga! Premiera fantastycznej książki pod tytułem "Gilderoy Lockhart. Jak pokonałem bazyliszka". Można kupić w zestawie, trzecia książka z serii gratis!
Spojrzał przed siebie. Dostrzegł w tłumie panią Weasley stojącą pięć stóp od Lockharta. Dalej zobaczył Ginny i Hermionę. Ron stał na końcu, wyraźnie niezainteresowany wydarzeniem. Harry podszedł do Ginny. Złapał ją w pasie i szepnął do ucha.
-To już nie jestem twoim bohaterem? Zastąpił mnie Lockhart, ktory zabił bazyliszka i uratował niejaką Ginny Weasley z Komnaty Tajemnic?
Ginny opotła u ręce wokół szyi, zbliżyła swoją twarz do jego i szepnęła:
-To ty jesteś moim bohaterem, to ty mnie uratowałeś już kilka razy. Nie zapomnę...
Pocałowała go. Chłopak odsunął się z nią na bok. Całowali się, aż nie usłyszeli l, że Lockhart skończył przemowę. Ten pobiegł w kierunku Harry'ego krzycząc.
-Oto Harry Potter! Chłopiec, Który Przeżył, który zabił Czarnego Pana! Tak, to mój wychowanek, uczyłem go obrony przed czarną magią w Hogwarcie! To dzięki mnie dokonał tego wszystkiego. Tak! Nauczyłem go, jak być mną, a on posłuchał i widzicie jak to się skończyło.
Ginny wyrwała się z objęć Harry'ego cała czerwona.
-Chcesz powiedzieć, że to ty zabiłeś bazyliszka? Że ty uratowałeś dziewczynkę z Komnaty Tajemnic? Że to dzięku tobie Voldemort został pokonany?
-Ach, w Komnacie Tajemnic to ja uratowałem te dzieci i zabiłem potwora...
-To Harry Potter tego dokonał na drugim roku! To on zabił bazyliszka. To ja byłam tą dziewczynką i uratował mnie. Harry Potter dokonał tego sam, gdy ty gniłeś bezpieczny, pozbawiony pamięci i bezużyteczny gdzie indziej...
-Chodź Ginny, spokojnie kochanie, idziemy stąd...-rzekł Harry. Gdy szli ku wyjściu usłyszeli jeszcze krzyk Lockharta.
-Uwaga! Zdjęcia Pottera i moje z moimi autografami! Zapraszam!
Wyszli. Harry poszedł z dziewczyną do kawiarni. Kupił jej americanę (jej ulubioną kawę) i szarlotkę. Sobie zamówił cappuchino i kawałek sernika. Usiedli na stoliku.
-Co za podły, pyszałkowaty gnój! Przypisywać sobue czyjeś czyny...-zaczęła dziewczyna, ale chłopak jej przerwał.
-On zawsze tak robił. Najpierw słuchał niesamowitych historii, po czym czyścił ich właścicielom pamięć i przypisywał je sobie.
-Bezczelny!
-Spokojnie skarbie, nic się nie stało... Teraz będą przez wiele dni tak gadać. Nie martw się ich opinią...-pocieszył ją. Ona zawsze go broniła. Dużo bardziej od siebie. Zawsze.
-Czego jeszcze nie masz?-zapytał.-Już wiem! Kupię ci czekoladowe żaby na poprawę humoru... Chodź!
Udali się do Fabryki Łakoci. Chłopak kupił tam dwadzieścia czekoladowych żab. Resztą postanowił zostawić na zakupy u George'a. Ginny otworzyła swoją żabę.
-Harry, patrz!
Pokazała mu kartę z napisem "Harry Potter" i jego podobizną. Chłopak zawsze uważał, że jak ktoś pojawi się na kartach od żab, to musi być "ktoś". Gdy Harry otworzył swoją, znalazł tam kartę Dumbledore'a. Taką jak kiedyś, gdy miał jedenaście lat. Zjedli swoje żaby i udali się do Sklepu Dowcipów Weasley'ów.
Gdy weszli zastali George'a i tłum ludzi. Jednak nie był on sam za ladą.
-Angelina!-zawołała Ginny. Angelina odwróciła się i podpiegła do niej. Przywitała się z nią. Angelina Johnson była ciemnoskórą brunetką. Była nieco wyższa od Ginny, prawie taka jak Harry. Uściskała chłopaka. Podszedł do nich George. Klepnął Harry'ego po ramieniu i odrzekł.
-Angelina jest moją asystentką...
-Khem dziewczyną khem-udała kasłanie Ginny. George podszedł do niej i powiedział:
-Zajmij się lepiej swoim chłopakiem, zanim fanki ci go zabiorą.
-Tak odstraszasz klientów?
-Siostra, przecież żartowałem.
George i Harry uścisnęli sobie dłonie. Ten drugi przeszedł się po sklepie. Dostrzegł nową kolekcję: Na śmierciożerców. Podszedł do półek. Znajdowały się tam petardy, proszki wybuchowe, piekielnie ostre cukierki, niewidzialny kapelusz i wiele innych. Hitem sezonu były diabełki-kamyki, które po rzuceniu w ofiarę wydawały wysokie fale dźwiękowe, które natychmiast ogłuszały ją. Harry wybrał kilka rzeczy i poszedł z nimi do kasy. Jak zwykle George nie pozwolił mu zapłacić, gdyż był ich sponsorem (na czwartym roku wygrał turniej trójmagiczny, a jego nagrodą było tysiąc galeonów, które przekazał bliźniakom na sklep), ale Harry wrzucił pieniądze do skarbonki z napisem: "Na kremowe piwo". Jego dziewczyna też wybrała kilka rzeczy, ale Harry powiedział, żeby George policzył jego napiwek jako zapłatę za rzeczy, które kupiła Ginny. 
      Para wróciła razem do domu deportując się. Gdy wrócili do Nory nie było jeszcze nikogo. Wskazówka pani Weasley znajdowała się na "poza domem" podobnie jak Rona i Hermiony. Harry wziął zakupy i zaniósł je na górę. Poszedł do pokoju ukochanej. Ta rozpakowywała swoje rzeczy. Chłopak podszedł do niej od tyłu. Objął ją na wysokości łokci, tak, że trzymał też jej ręce. Całował ją w szyję. Ginny udawała zajętą, ale pochyliła głowę, by odsłonić mu kark.
-Harry, jakbyś niezauważył, jestem zajęta...
-Ja też jak widzisz...
Gdy obróciła się, przycisnął ją do ściany tak, żeby nie mogła się ruszyć. Już po chwili niewinny całus zmienił się w namiętny pocałunek. 




Nowy rozdział już 21.09!

czwartek, 10 września 2015

Demntorzy

Rozdział 2. Dementorzy


      Mijały tygodnie, aż zaczęły się wakacje (choć od bitwy dla uczniów Hogwartu cały czas trwały). Był to pierwszy raz, kiedy Harry nie tęsknił za szkołą. Nora była jego drugim domem poza Hogwartem. Chociaż, czy pozwolą wrócić mu na rok do szkoły? Może uznają, że w wieku osiemnastu lat nie przysługuje mu nauka... Jedyną przyszłość dla siebie widział jako auror. A przecież bez NUT-eK nie ma mowy o tym zawodzie... 


      Gdy tak rozmyślał, do pokoju weszła jego dziewczyna. Przez pierwsze dwie noce w Norze spali razem, to znaczy ona spała w jego łóżku wtulona w niego. Jednak uznali, że są jeszcze za młodzi na to i postanowili zrezygnować z tego, gdyż pani Weasley mogłaby pomyśleć, że robią nie do końca czyste rzeczy, co nie było prawdą. 

-Cześć kochanie-zawołał leżąc pod kołdrą.-Która godzina?

-Wszyscy jeszcze śpią. Jest wpół do siódmej!

Dzisiaj obudzili się wyjątkowo wcześnie. Słońce grzało przez okno, jednak było bardzo miło poleżeć pod kołdrą, pomimo wysokiej temperatury.

-Zrób mi miejsce-powiedziała Ginny do chłopaka. Harry znał już jej sztuczki.
-Ta, jasne, potem zabierzesz mi kołdrę i zwalisz mnie na podłogę!
Dziewczyna nie dawała za wygraną. Wepchnęła się Harry'emu do łóżka, skopała go na podłogę i zawinęła w pościel. Harry udał oburzenie. Położył się na niej.
-Ała! Gnieciesz mnie!-zawołała.
-A zejdziesz?
-Ani mi się śni. Jestem pełnoprawnym obywatelem tego pokoju!
-Ale jeszcze nie łóżka...
-Trudno, już je przejmuję! 
Harry wstał z niej. Zawinął ją mocniej. Wziął zawiniętą dziewczynę na ręce. 
-Co ty robisz?!-oburzyła się. Harry wyniósł ją na korytarz i skierował się do jej pokoju. Wszedł pod kołdrę. Cały czas miał Ginny w rękach. Położył się z nią, jak z dziekiem zawiniętym w kocyk. Przytulił ją.
-Tak jest idealnie-rzekła. Chłopak patrzył na jej twarz. Była taka piękna. Jej czekoladowe oczy były idealnie dopasowane do włosów. Włosy miała inne niż reszta Weasley'ów. Wszyscy mieli jasne rude, a ona jako jedyna ciemne rude, prawie czerwone. Zawsze pachniały morelami. Na twarz opadało pasmo tych pięknych włosów. Zaczął je obwijać wokół palca. Ginny miała naprawdę zgrabną sylwetkę. Widoczne wcięcie w talii. Szczupłe i długie nogi. Harry'emu zawsze podobała się jej porcelanowa, piegowata skóra. Reszta rodzeństwa miała żółte piegi. Ona miała piękne, brązowe. One bardzo dodawały jej uroku. Oprócz wyglądu miała mnóstwo cech, które Harry w niej kochał. Uwielbiała quiddicha, miała poczucie humoru, była odważna, śmiała i uczuciowa. Oprócz tego była twarda. Harry uwielbiał w niej to. Prawie nie płakała. Nawet na pogrzebie brata najmniej ze wszystkich. Dawna dziewczyna Harry'ego, Cho, z którą chodził tylko kilka tygodni nie miała tej cechy. Właściwie płakała w kółko. A jak nie płakała, to gadała o Cedriku, co również doprowadzało ją do płaczu. Tak, Ginny była niemal idealna...
      Dziewczyna wyczołgała sie z kołdry, w którą była zawinięta. Położyła się na Harry'm. Popatrzyła na niego. Chłopak był przystojny, miał kruczoczarne włosy, które nadal układały się w fryzurę autorstwa Ginny. Blizna była już trochę mniej widoczna i nie była otwartą raną. Dziewczyna najbardziej lubiła jego oczy. Głębokozielone, jedyna pozostałość po matce. Można było patrząc się w nie odczytywać emocje, pięknie w nich wymalowane. Był szczupły i w miarę wysoki, o głowę wyższy od niej. Dosyć umięśniony, prawdopodobnie dzięki całorocznym życiu w ciągłym przemieszczaniu się. 
      Chłopak objął ją. Zamknął oczy. Ginny położyła twarz na jego ramieniu tak, że ich poiczki stykały się. Oboje mieli zamknięte oczy. Leżeli tak pół godziny. Wreszcie Harry podniósł się z nią i usiadł z dziewczyną na kolanach.
-Ej, wiedźmo? Może zrobiłabyś naleśniki? Tylko dla nas? Reszta wstanie najwcześniej za godzinę.
-Najpierw zrobiłeś ze mnie fryzjerkę, a teraz chcesz żebym była też twoją kucharką?
-Dobrze, ja mogę robić śniadanie, ale będziesz musiała je zjeść. Nie ma mowy o czymkolwiek niezwęglonym-powiedział Harry i wyszczerzył się do niej.
-Hmmm... No dobrze-zgodziła się-Ale masz mnie tam zanieść-dodała. Chłopak wziął ją w pół-jedną ręką trzymał ją w talii, drugą w zgjęciu kolan. Wstał i zaczął iść powoli w stronę schodów. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję. Zszedł po schodach. Niósł ją aż do samej kuchni. Postawił ją, pocałował i szepnął:
-Ja chcę z marmoladą.
      Poszedł do fotela i usiadł w nim. Wziął do ręki wczorajszego Proroka Codziennego. Zerknął na pierwszą stronę. Znajdowały się tam dyskusje na temat: Jak to możliwe, że Harry Potter przeżył dwa razy zaklęcie uśmiercające i kilkakrotnie odbił je Expeliarmusem. Minęły tygodnie od tamtego dnia (był to najważniejszy dzień dla całej historii czrodziejów). Legendarny Chłopiec, Który Przeżył, który pokonał Czarnego Pana... Wydarzenie, które zmieniło historię magii. Było to coś niesamowitego. 
Harry jednak tego nie odczuwał. Nigdy nie chciał sławy, zmniejszał wartość swoich czynów. Miło było być kimś wyjątkowym, tym, co położył temu wszystkiemu kres. Jednak oddałby to wszystko, gdyby mógł mieć normalną rodzinę, może rodzeństwo. Teraz jednak mniej odczuwał jej brak. Jego rodzina to byli Weasley'owie. Teraz naprawdę to czuł.
      Wstał z fotela. Poszedł do kuchni. Rudowłosa dziewczyna stała tyłem do niego robiąc coś przy patelni. Harry położył ręce na jej biodrach. Wyjrzał jej przez ramię. Na patelni smażył się właśnie naleśnik. Ginny wzięła do ręki patelnię i podrzuciła naleśnikiem tak, że obrocił się w locie i spadł z powrotm na patelnię. Chłopak poszedł nakrywać do stołu. Wyjrzał przez okno. Słońce pięknie oświetlało ogród i pobliskie pole. Był ciepły, lipcowy poranek. Harry przesunął stół pomiędzy dwa fotele. Rozłożył sztućce i serwetki. Na środku postawił wazon z makami. Wkrótce pojawiła się Ginny niosąc dwa talerze pełne naleśników. 
-Pomogę ci-oznajmił Harry. Pomyślał zaklęcie Vingardum Leviosa i wycelował różdżkę w talerze. Natychmiast zaczęły się unosić. Skierował je na stół i postawił. To samo zrobił z kawą.
-Ciebie też mam tak usadzić?-zapytał dziewczyny. Jednak Ginny wolała sama usiąść. Harry zabrał się do naleśników. Były to ruloniki z marmoladą w środku. Polane były syropem klonowym. Chłopak spróbował jednego. Niebio w gębie. Zjadł trzy razy szybciej niż Ginny. Z kawą poczekał na dziewczynę, by mogli wypić razem. Gdy skończyła, użył tego samego zaklęcia, by odnieść talerze. Zaczęli pić kawę. Ginny nie zapomniała, że jej chłopak lubi schłodzoną i z dużą ilością mleka. Ten odezwał się.
-Od kogo ty się nauczyłaś robić takie naleśniki?
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. Wzięła puste kubki po kawie i tym razem nie pozwoliła użyć zaklęcia. Po chwili wróciła. Gdy przechodziła obok jego fotela, Harry złapał ją w pasie, tak, że upadła mu na kolana. 
-Wiesz...Mogłaś się bardziej postarać... ałć!
-To za brak wdzięczności-uderzyła go w brzuch-to za tą głupią minę-teraz dostał w policzek-a to dla ciebie!-kopnęła go w piszczel. 
-No, ale ja żartowałem, no wiesz przecież...
Ginny wyciągnęła różdżkę. Wycelowała nią w Harry'ego.
-Tym moja panno będziesz mogła się posługiwać po 11 sierpnia-chłopak rozbroił ją, ale na tyle delikatnie, by tylko różdżka wypadła jej z ręki. Spojrzał na nią i od razu zrozumiał, ze musi uciekać. Wybiegł z Nory. Po drodze krzyknął: Accio Błyskawica.
Wsiadł w biegu na miotłę i wbił się w powietrze. Dziewczyna pobiegła do schowka i już po chwili leciała do Harry'ego. 
-No to co? Dogonisz mnie?-zawołał. Chęć wygranej pokonała złość w Ginny.
-Może i masz tę swoją Błyskawicę, ale i tak Cię złapię!
Chłopak ruszył do przodu. Sekundę później ona była za nim. Ten zniżył lot o 5 metrów. Z kolei dziewczyna wzbiła się w górę. Harry doskonale wiedział do czego dąży. Ginny umiała bowiem pokonać 50 stóp lecąc pod kątem w dół w ciągu pięciu sekund. Wiedział, że nie ma już szans i nawet zwód Wrońskiego tu nie pomoże...
Miał rację. Po chwili była tuż obok niego, prawie go dotknęła, ale Harry szybko odskoczył. Zrobił pętlę i zawrócił. Wzbił się w górę. Po chwili poczuł falę chłodnego powietrza na twarzy. W pierwszym momencie rozejrzał się za dementorami. To był błąd. Nie zdał sobie sprawy, że wraz ze wzrostem wysokości spada temperatura. Ginny wykorzystała to i po sekundzie znalazła się przy nim i już trzymała jego miotłę. Harry zbliżył swoją twarz do jej twarzy, następnie pocałował ja. Szybko zdjął jej dłoń z jego miotły i poszybował w prawo. Dziewczyna próbowała go złapać w momemcie startu, ale jej dłoń tylko musnęła powietrze. Ruszyła, jednak ku zdziwieniu Harry'ego w przciwnym kierunku. Nie minęło pięć sekund, a Ginny leciała pod nim. Chłopak nie miał pojęcia jak to zrobiła. Wzbiła się wyżej. Leciała piętnaście stóp nad nim. Nagle Harry znowu poczuł falę lodowatego powietrza. Myślał, że to znowu jakiś wiatr. Mylił się. Dementorzy lecieli w jego kierunku. Pięciu otoczyło Ginny. Harry szukał różdżki. Usłyszał świst powietrza i czerwone qświatło, które w musnęło o dziewczynę. Ta straciła przytomność i spadła z miotły. Harry nie namyślając się skoczył do przodu. Złapał Ginny w locie,   przycisnął do piersi i zakrył swoim ciałem, by nie doznała obrażeń w wyniku upadku. Runął na ziemię plecami. Spadli z jakiś dwudziestu stóp. Harry czuł jak kości w nim pękają. Ostatkiem sił wyciągnął różdżkę i krzyknął: EXPECTO PATRONUM. Srebrny jeleń wytrysnął z jego różdżki. Zemdlał.

                                                                                    * * *  


      Usłyszał głos pani Weasley. Czuł, że nie może podnieść ręki. Próbował otworzyć oczy, ale powieki wydawały mu się ciężkie i nieposłusznie. Leżał na czymś ani miękkim, ani twardym. Raczej idealnym. Wytężył umysł, by przypomnieć sobie co to mogło być. Nie miał w końcu nic lepszego do roboty. Przypomniał sobie-to jego łóżko. Nie wiedział jak się tu znalazł. Znów tak jak wcześniej skupił się. Srebrny jeleń... Tak, to jako pierwsze mu się przypomniało. Reszta sama się nasuwała. Pamiętał, jak Ginny goniła go na miotle. Pamiętał chłód... Dementorzy... Czerwony promień, który uderzył w plecy Ginny... Spadała... Skoczył, by ją złapać...

      Udało mu się otworzyć oczy. Ujrzał panią Weasley krzątającą się po jego pokoju. Zauważył Rona i Hermionę.Dalej stał pan Wealsey. Jego żona zobaczyła, że Harry się obudził.

-Harry, kochaneczku, jak się czujesz? Matko, masz połamane żebra, ramię, nogę, poturbowany kręgosłup i nadłamany obojczyk! Skad cu dementorzy tam... oh, Harry

-Mamo, spokojnie, daj mu odetchnąć-odezwał się Ron. Harry przypomniał coś sobie.

-Co z Ginny? Nic jej nie jest?
-Ma tylko złamaną rękę. Do wieczora wyzdrowieje. Harry, uratowałeś ją!-wykrzyknęła pani Weasley i przytuliła chłopaka. Łzy lały jej się z oczu. Harry nie wiedział co powiedzieć.
-Gdzie ona jest?-zapytał. Kobieta wskazała na korytarz.
-Śpi w swoim pokoju-próbowała coś dopowiedzieć, ale Ron jej przerwał, aby znów nie zaczęła lamentować.
-Opowiedz jak to było. Ja widziałem wszystko tylko od momentu, gdy Ginny spadała. Harry opowiedział o gonitwie z dziewczyną, o dementorach, o tym jak ją złapał i spadł z nią i jak udało mu się ostatkiem sił wyczarować patronusa. Pani Weasley znowu zalała się łzami.
-Harry, gdyby nie ty, ona mogłaby zginąć, to było tak wysoko... A ona dostała oszałamiaczem...
-C-co?! Jak to...
-Ktoś na nią rzucił bardzo mocne zaklęcie oszałamiające-oznajmił pan Weasley.
-Przecież tam nikogo nie było! Nie mogło... 
-To skąd są dementorzy? Tutaj ich nigdy nie było-odezwał się George, który dotychczas milczał.
-Jejku, Harry, to było niesamowite...-wtrąciła Hermiona-Na miotle mógłbyś nie zdąrzyć i nie złapać jej. A ty bez namysłu postanowiłeś ją ratować... Harry, jesteś wspaniały-uściskała go. Poczuł okropny ból. Na szafce dostrzegł butelkę Szkiele-Wzro. Był to ohydny lek na złamania, skręcenie i wszystko, co jest związane z kośćmi. Kiedyś, na drugim roku podczas meczu quiddicha złamał rękę. Ich ówczesny profesor od czarnej magii Gilderoy Lockhart próbował ją wyleczyć. Niestety usunął całą kość. Spędził bolesną noc u pani Pomfrey, bo kość musiała odrosnąć. 
Pani Weasley zobaczyła, że patrzył na lekarstwo.
-O, właśnie kochaneczku! Musisz to wypić -podała mu szkankę z napojem. Chłopak skrzywił się. Wypił jednym chaustem. Pani Weasley znała standardową reakcję na ten lek i podała mu szklankę wody. Harry łapczywie wypił całość.
-Twoja kuracja potrwa przynajmniej trzy dni-oznajmiła.-A, i jeszcze coś! Przyszły listy z Hogwartu. Wznawiają naukę. Proszę-podała mu list.-Jedną rękę masz zdrową, przeczytaj sobie.
Wyszli. Harry został sam. Otworzył kopertę. Zaczął czytać treść listu:
   
    "Ze względu na bardzo trudny rok szkolne i wyjątkowe okoliczności uwzględniliśmy pana opuszczenie szkoły na rok przed ukończeniem siódmej klasy. Umożliwiliśmy panu kontynuację nauki. Prosimy o możliwie jak najszybsze potwierdzenie bądź nie dotyczące kontynuacji nauki. Z uszanowaniem, 
Dyrekcja
Profesor Minerwa McGonnagall"
      
      Harry był przeszczęśliwy. A jednak! Umożliwili! Może wrócić. Pewnie wszyscy będą ponownie zdawać siódmy rok... Znowu się z nimi spotka... 
Pomimo bólu związanego z leczeniem kości chłopak miał świetny humor. Zawołał Rona i Hermionę.
-Możemy kontynuować!-zawołał.-Możemy wrócić do szkoły!
-Tylko które przedmioty wybiorę...-zaczęła Hermiona.
-Ja chcę być aurorem-oznajmił Ron.-Czyli biorę zielarstwo, eliksiry... ooo nieee, Snape... 
-Ron...
-Aaa zapomniałem, on nie...
Harry pomyślał o Snape'ie. To prawda, był wredny dla niego, ale to dlatego, że jego ojciec, James był taki dla niego, a Harry był taki podobny. Jednakże chłopak nie znał odważniejszego czarodzieja. Umarł dla jego matki, dla Lily. Dla utraconej miłości...
-Dobra to zielarstwo, eliksyry, obrona przed czarną magią, transmutacja i zaklęcia... dużo tego...
-Dużo?! Ja chcę wziąć czternaście, ale się nie da-krzyknęła Hermiona.
-Po co ci mugoloznawstwo?! Jesteś mugolką...
-I co z tego?! Może mi się to później przyda?-zaczęła krzyczeć-A z resztą, idę pomóc twojej mamie w obiedzie... Pa Harry! Ron przysunął się do Harry'ego. 
-Matko, stary, ale se narobiłeś-powiedział.-Ale to wszystko dla niej... Wiesz co? Popieram wasz związek. Masz moją zgodę.
-Dzięki Ron, bez twojej zgody to ten związek byłby nieważny i bezsensowny... Naprawdę...-odrzekł sarkastycznie Harry. Ron wyszczerzył się.
-Wiem, bo ja taki ważny...-dostał od Harry'ego pięścią w brzuch. 
-Ej, a ty przypadkiem nie jesteś chory i połamany?-odezwał się rudy i na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.
-Ha ha, bardzo zabawne-rzekł Harry.

                                                                             * * 
    Do pokoju Ginny weszła Hermiona. Dziewczyna obudziła się przed chwilą.


-Cześć Ginny, jak się czujesz?-spytała Hermiona.

-W porządku, to przecież nic takiego. Powiedz lepiej jak on się czuje.

-Chyba dobrze, wyzdrowieje za trzy dni. Ma połamane żebra, nogę, ramię i nadłamany obojczyk...

-I to wszystko, żeby mnie uratować-przerwała jej.-Tam było ze dwadzieścia pięć stóp wysokości! A on po prostu skoczył...

-Do wieczora wyzdrowiejesz, będziesz mogła się wtedy z nim zobaczyć-Hermiona uśmiechnęła się do niej. Przez chwilę trwała cisza. Ginny ją przerwała.
-Harry wraca do Hogwartu? 
-Tak i jest bardzo szczęśliwy z tego powodu. Prawdopodobnie będziecie razem na roku.
      Ginny wypełniła radość. Wszystkie obawy zniknęły-myślała, że chłopak nie będzie chciał wrócić, bo uzna, że nie jest mu to potrzebne. Musiałaby spędzić cały rok bez niego, gdy właśnie im się udało. Ale jednak-wraca... będzie z nim na roku. I z Hermioną, jej najlepszą przyjaciółką... Właśnie ona wyrwała ją z zamyślenia.
-Co tak właściwie byś chciała robić po Hogwarcie?
-Hmmm.... Nie wiem właściwie... Ale mam takie jedno marzenie, choć mało realne do spełnienia...
-Możesz mi powiedzieć-zachęciła ją przyjaciółka.
-Chciałabym być zawodniczką Harpi z Holyhead...
-To wcale nie jest takie nierealne. Jesteś świetna w quiddicha, zwłaszcza jako ścigająca. Naprawde, uważam, że masz duże szanse...
-A ty?-Ginny zmieniła temat-Kim ty chcesz zostać?
-Hmmm... właściwie to jeszcze nie wiem. Aurorką nie chcę być. Chciałabym coś naprawić na świecie, coś zmienić i zrobić coś naprawdę dobrego...
-Wesz?
-To jest W. E. S. Z.-poprawiła ją Hermiona.-To jest myśl. Tylko musiałabym pracować w ministerstwie... Ale mam jeszcze czas, żeby się zastanowić.
      Pani Weasley wołała na obiad. Hermiona pożegnała przyjaciółkę i wyszła. Ginny skorzystała z okazji, że wszyscy poszli na obiad. Wyszła z łóżka. Ból zrastającej ręki był okropny, ale pomyślała o Harry'm. Jak jego musi boleć. A to wszystko po to, by ją uratować. Ta myśl sprawiła, że nie koncentrowała się już na ręce, tylko na chłopaku. Wyszła z pokoju. Podeszła pod jego drzwi i otworzyła je. Harry spojrzał się na nią i od razu z jego twarzy można było wyczytać uczucie, które go ogarnęło-szczęście.
-Cześć skarbie, jak się czujesz. Boli cię?-zapytał.
-Napewno mniej niż ciebie. 
      Podeszła do niego. Usiadła obok niego na łóżku. Chłopak podciąnął się, by siedzieć, tak jak ona. Ginny zbliżyła twarz do jego twarzy. Pocałowała go. Harry poczuł, jak przepływa przez niego energia. Jakby nagle wszystkie kości zrosły się bezboleśnie. Jakby wypił jakieś słodkie lekarstwo. Ból, jaki sprawiało leczenie ustał. Czuł za to, jak bardzo kocha Ginny. Wiedział, że byłby gotów cierpieć całe lata pod kątwą Cruciatus dla niej. 
Ginny oderwała swoje usta od niego. Odezwała się.
-Musisz tak cierpieć-pogładziła do po policzku-z powodu tego, że mnie uratowałeś. Ja... oh, Harry-rzuciła mu się na szyję. O dziwo nie bolał go obojczyk, gdy go dotknęła. Wręcz przeciwnie. Czuł, jakby mu go właśnie wyleczyła. Objął ją, uważając na jej złamaną rękę. Pocałował dziewczynę w czółko. 
-Żyć bez Ciebie? Coś ci się pomieszało... Z resztą byłaś bezbronna. Dostałaś zaklęciem oszałamiającym.
-I ty tak bez namysłu skoczyłeś po mnie? 
-No na miotle bym cię pewnie nie złapał...
Ginny nie wiedziała co powiedzieć. Harry nagle przypomniał coś sobie.
-Kto trafił cię zaklęciem?Kto nasłał dementorów? Musisz teraz bardzo uważać...
-A może to chodziło o ciebie, a ja byłam w pobliżu. Nie jestem dzieckiem, Harry, umiem o siebie zadbać. 
-Wiem, wiedźmo-odrzekł chłopak z uśmieszekiem. Ginny wtuliła się w niego. Ten odezwał się.
-Wracam do Hogwartu i będziemy razem na roku.
-Poćwiczysz ze mną obronę przed czarną magią. Chce mieć z tego W w NUTKach.
-A dlaczego właściwie?
-Bo nie ma quiddicha i nie mam z czego mieć wybitnego.
-Wyślesz to do Hogwartu?-zapytał-To jest potwerdzenie, że wracam.
-Ok, swoje też muszę wysłać. To... może teraz pójdę. Zaraz wracam.
Wyszła. Harry pomyślał o jednym. O quiddichu. Muszą zagrać razem w quiddicha.
                                                                                 * * *
      Na wzgórzu kilkadziesiąd mil dalej stał mężczyzna w czarnej szacie z kapturem na głowie. Był sam. Patrzył w dal. Mówił jakby sam do siebie.
-Nareszcie mamy jego słaby punkt. Ta zdrajczyni krwi zginie razem z nim. Już wkrótce...


Następny rozdział już 15.09!!!