Harry kończy osiemnaście lat
Harry obudził się jak zawsze-około godziny dziewiątej. Tym razem obudziły go promienie słońca, a nie Ginny. Pomyślał, że ta jeszcze śpi. Postanowił udać się do niej i ją obudzić. Wyszedł z łóżka. Miał na sobie piżamę. Przebrał się szybko w t-shirt i jeansy. Podszedł do lustra i przeczesał ręką włosy. Wyszedł z pokoju i pokierował się w stronę pokoju ukochanej. Gdy przekroczył próg jej pokoju, zobaczył, że łóżko jest puste. Zdziwiło go to, bo zazwyczaj po przebudzeniu szła do chłopaka, by i jego obudzić. Teraz było inaczej. Podszedł do łóżka. Miejsce, w którym spała, było chłodne-znak, że opuściła je już dosyć dawno. Zastanawiał się, co się jej mogło stać. Zamyślony zszedł na dół. Było po dziewiątej, a zazwyczaj o tej porze jedli śniadanie. Podszedł do stołu, na którym znalazł kartkę papieru. Wziął ją do ręki i natychmiast poczuł coś, jak szarpnięcie w okolicach pępka. Po chwili znalazł się w innym miejscu, które dobrze znał-na Grimmauld Place numer 12. Po sekundzie w jego objęciach już była Ginny.
-Wszystkiego najlepszego kochanie-szepnęła. Zanim zdążył odpowiedzieć, pocałowała go. W tym momencie przypomniał sobie: dziś kończy osiemnaście lat! Jego dziewczyna oderwała się od niego po chwili. Na ustach chłopaka pojawił się uśmieszek. Odezwał się.
-Przez dwa tygodnie jestem od ciebie starszy o dwa lata-wyszczerzył się.-A ty nadal nie jesteś pełnoletnia...
-Jak się nie zamkniesz, nie dostaniesz prezentu-pogroziła mu żartobliwie. Uwielbiała jego poczucie humoru. Kochała to w nim. Zaciągnęła go do salonu, gdzie czekała już reszta: pan i pani Weasley, Ron i Hermiona, Bill i Fleur, Percy, George i Angelina i...
-Charlie!-wykrzyknął. Charlie mieszkał w Rumuni, gdzie zajmował się rezerwatem smoków. Nie miał żony ani dziewczyny, bo jak twierdził-podobało mu się życie kawalera.-Skąd ty tu...
-Harry, chłopie! Miałem się nie zjawić na urodzinach Tego, Który Pokonał Czarnego Pana?-oznajmił radośnie.
Na górze, pod sufitem wisiał napis "Sto lat Harry". To miejsce się w pewien sposób zmieniło. Było wysprzątane (gdy mieszkali tu przez jakiś czas rok temu z Ronem i Hermioną, nie zostawili porządku, gdyż opuszczali je w pośpiechu) i inaczej urządzone.
Harry wyściskał się z każdym po kolei, dziękując za wspaniałą niespodziankę. Zapomniał zupełnie o urodzinach. Tyle się wydarzyło, że umknęło mu to z głowy. W ręce nadal trzymał kartkę, która była świstoklikiem. Spojrzał na nią.
Sto lat, Harry Potterze!
Pani Wealsey zawołała wszystkich do salonu. Gdy przekroczył próg, ujrzał wielką górę prezentów, pierwszą taką, całą dla niego. Harry promieniał szczęściem, choć to nie prezenty były dla niego najwspanialsze, ale to, że wszyscy byli tutaj-na jego urodzinach, o których nie pamiętał. Cała ta gromada kazała mu po kolei rozpakowywać prezenty od każdego z nich. Najpierw Ron zażyczył sobie, aby to jego podarunek był pierwszy. Dostał od niego cały zestaw piłek do quiddicha-kafla, tłuczki i trzy znicze (te często się gubią). Zapakowabe były w przenośną walizkę, w ktorej można było trzymać także miotły. Rzucono na nią zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, tak, że sama walizka była wielkości książki, a wszystko mieściło się w niej, choć rzeczy wewnątrz pozostały takiego samego rozmiaru. Harry był zachwycony prezentem. Tak samo jak pozostałymi. Od George'a z Angeliną (wiadomo było, że byli parą) dostał całe pudło rzeczy z ich sklepu. Bill i Fleur podarowali mu niewidzialny atrament razem z arkuszami, które zmieniały kształt, wino prosto z Francji z Champagne oraz krawat w kolorze czerwonym oraz czarnym. Pani Weasley podarowała mu koszulę (nie sweter) w jego ulubiony wzór-czerwono-niebiesko-białą kratę i cały stos muffinek z czekoladą-jego ulubionych. Od Charli'ego otrzymał figurę jajka smoka. Nie była to zwykła figurka. Co jakiś czas smok wykluwał się, a konkretnie gdy miało wydarzyć się coś niezwykłego. Percy jak to Percy dał mu książkę "Jak zostać ministrem magii", od Hermiony dostał ksiązkę (oczywiście, że książkę) o różdżkach-pewnie czuła się winna złamania różdżki Harry'ego, pomimo, iż ją naprawił. Pan Weasley podarował mu za zaczarowany, mugolski telefon, którym można bylo wezwać kogokolwiek z ministerstwa w ciągu kilku sekund.
Wszystkie prezenty były fantastyczne, ale brakowało mu jednej osoby. Nie było tam Ginny. Udało mu się wymknąć niezauważonym wśród gości. Wszedł po schodach na górę. Najpierw poszedł do pokoju Syriusza. Nie omylił się-tam właśnie była. Patrzyła na zdjęcia Huncwotów, ich lat z Hogwartu, Zakonu Feniksa. Znalazła zdjęcie, którego Harry wcześniej nie widział. Podszedł bliżej. Trzymała je w ręce. Było to kolaż. Z lewej strony znajdował się James, w stroju reprezentacyjnym Gryffindoru, trzymający znicz, wymachując nim nad głową. Po prawej stronie widniał Harry w takim samym stroju, także ze zniczem w ręce. Oboje byli w tym samym wieku, niemal identyczni. Różniły ich tylko oczy. Harry nie widział wcześniej tego zdjęcia, nie wiedział skąd Ginny je ma. Podszedł bliżej. Dziewczyna odezwała się.
-Syriusz miał ci je dać, gdy byliśmy na piątym roku. Dał Stwrkowi, by włożył w ramkę i ozdobił. Jak wiadomo ten skrzat nie lubił Syriusza i zachował je dla siebie. Gdy przestała to być siedziba zakonu, zostawił je u niego w pokoju. Tu-pokazała na obdarty fragment z prawej strony-była jeszcze Lily. Chyba wiemy kto oderwał jej zdjęcie...
-Snape-rzekł cicho Harry.-Skąd o tym wiesz?
-Od Stforka.
Chłopak podszedł do niej i przytulił ją. Trwali tak w ciszy. Po chwili Ginny odezwała się.
-Ja też coś dla ciebie mam.
Podeszła do szafy i wyjęła z niej klatkę z sową śnieżną. Harry oniemiał.
-Tto dla mnie?-w końcu odezwał się.
-Taka jak Hedwiga. Nie masz żadnego zwierzaka, więc ci się przyda.
-Jest fantastyczna. Wybierz dla niej imię.
-Ja?-niedowierzała Ginny.
-Tak, ty.
Dziewczyna zastanowiła się chwilę w ciszy. Po chwili rzekła:
-Śnieżka.
-Wiesz, że o tym samym pomyślałem? Tak, to idealne imię.
Harry otworzył klatkę i wziął ją na rękę. Śnieżka zagruchała radośnie. Ginny przywołała rzeczy potrzebne do oporządzenia jej klatki. Po dziesięciu minutach wszystko było gotowe. Sówka była dużo mniejsza od Hedwigi, lecz było to ze względu na wiek, gdzyż ta miała ledwie trzy miesiące, a Hedwiga już 6 lat, gdy ją kupował. Bardzo ucieszył się z prezentu. Może Śnieżka zastąpi mu Hedwigę. W końcu tak brakowało mu jego ukochanej sowy. Ginny doskonale wiedziała, że to idealny prezent.
Zostawili Śnieżkę w nowej klatce. Harry trzymając Ginny w objęciach zszedł zszedł z nią na dół. Gdy pojawili się w salonie, planowano mecz quiddicha. Drużyny miały wyglądać tak: w jednej miał być Ron, Harry, George i Angelina, a w drugiej-Hermiona, Ginny, Charlie i Bill. Grali na dwóch ścigających, pałkarza i obrońce. Obrońcami byli Ron i Hermiona, pałkarzami-George i Charlie. Jeśli chodzi o ścigających, to w jednej drużynie byli nimi Harry i Angelina, w drugiej-Ginny i Bill. Jeden z graczy ścigających był też szukającym. Te funkcje dostali Harry i Ginny.
Po uruchomieniu wszystkich piłek (użyli tylko jednego tłuczka) wszyscy ustawili się na swoje pozycje. Charlie był kiedyś kapitanem reprezentacji Gryffindoru. Właściwie każdy gracz w niej był z wykątkiem Billa i Hermiony, która zrobiła postępy w grze po kilku treningach z Ronem. W pierwszej minucie w obręcz strzeliła oczywiście Ginny. Następne trzy gole również były jej zasługą. Kolejne punkty zdobyła drużyna przeciwna-jeden strzał oddał Harry, dwa Angelina. Ron miał kilka fenomenalnych defensyw, Hermiona obroniła dwa strzały. Po dziesięciu minutach wynik wynosił 220:180 dla drużyny Ginny. Gra cały czas trwała. Harry'emu błysnęło przed oczami coś złotego. Znicz. Ginny też to dostrzegła i po chwili już lecieli w jego kierunku obok siebie. W tym czasie Bill dwa razy przerzucił kafla przez obręcz. Para leciała łeb w łeb. Co chwila ktoś wychodził na prowadzenie. Znicz poleciał wysoko w niebo. Ginny i Harry zrobili to samo. Chłopak wyprzedził dziewczynę, lecz wiedział, że nie na długo. Wzlecieli na wysokość pięciuset stóp. Znicz leciał już w dół, gdzie Angelina właśnie strzeliła gola. Harry zobaczył Ginny dwieście stóp pod nim, goniącą znicz. Prawie dotykała go palcami. Chłopak uznał, że nie ma szans na dogonienie jej, ale przypomniał sobie, że ma przecież błyskawicę. Poszybował prostopadle w dół z taką prędkością, że pomimo iż leciał pionowo w dół, nie spadał z miotły. Gdy był trzydzieści stóp nad Ginny, wystawił rękę. Zdąrzył zobaczyć tylko złotą kulkę przed nim, zanim hamując spadł na ziemię. Na szczęście ledwie z dziesięciu stóp. Otrzepał się i wstał. Spojrzał na dłoń. Znajdywała się tam złota kulka ze skrzydłami. Złapał go. Jednak złapał. Pierwszy dostrzegł to George, który zleciał do Harry'ego, gratulując mu. Po chwili inni też zorientowali się, że mecz dobiegł końca. Ron zleciał do Pottera i odezwał się.
-Wow, stary, to było niesamowite!
-A jaki jest wynik tak w ogóle?-przerwał mu Harry.
-Zaczekaj-rzekł George.-Sto dziewięćdziesiąt plus sto pięćdzieś... Trzysta czterdzieści do dwustu czterdziestu.
Harry popatrzył na Ginny. Ta obserwowała go z podziwem, który zakrywała drwiącym uśmieszkiem.
-Siedemnaście goli!-powiedział z uznaniem chłopak-Strzeliłaś siedemnaście goli-zwrócił się do swojej dziewczyny.-Nieźle!
-Angelina dwanaście-dodał George.-Też niczego sobie.
Byli w świetnym nastroju po grze. Schowali piłki do pokrowca i aportowali się z powrotem przed Grimauld Place numer dwanaście. Ginny umiała już się deportować, ale wciąż miała na sobie namiar i nie mogła tego robić. Jak zawsze aportowała się z Harrym. Weszli po schodach do domu i opowiedzieli reszcie o przebiegu meczu. Na jubilata czekał wielki tort, czteropiętrowy, z napisem: "Harry Potter, zwycięzca". Obok widniał różdżka i znicz. Stał na dużym, okrągłym stole, wokół którego zebrali się już wszyscy, obok swoich miejsc. Na lewo od jubilata miejsce zajął Ron, zaś na prawo-Ginny. Harry'emu wpadł do głowy pewien pomysł. Zanim reszta zdąrzyła ryknąć "sto lat", machnął różdżką i na torcie pojawili się wszyscy-Ginny, pan i pani Weasley, Ron, Hermiona, Fred i George, Bill, Fleur, Charlie, Syriusz, Lupin i Tonks z Teddym, Dumbledore, Snape i reszta zakonu. Wyglądało to jak fotografia na środku tortu. Wszyscy patrzeli oniemieni i po chwili rozległy się gromkie brawa. Ginny machnęła różdżką i na środku pojawił się i Harry. Drugi raz machnęła i na świeczkach pojawiły się płomyki. Wszyscy razem zaśpiewali "sto lat". Harry pomyślał życzenie i zdmuchnął wszystkie osiemnaście płomyków na raz. Rozległy się brawa i jubilat osobiście kroił tort na kawałki, podczas gdy pani Weasley rozlewała szampana do kieliszków. W pewnej chwili pojawił się Kingsley, który pogratulował Harry'emu ukończenia osiemnastu lat, złożył mu życzenia i odebrał swoją pkrcje tortu i szampana.
Impreza trwała przez dwie godziny. W pewnym momencie George i Charlie "wyczarowali" muzykę. Harry porwał Ginny do tańca. Po kilku szybkich kawałkach włączyli wolnego. Pan Potter i panna Weasley tańczyli wtuleni w siebie razem z kilkoma innymi parami. Ale nie mogło to trwać wiecznie, bo George zmienił muzykę na rock 'n roll, co skomentowała pani Weasley. Powiedziała ,że zepsuł tak romantyczną chwilę. Po jakimś czasie Harry znalazł się na górze w pokoju Syriusza. Był cały spocony i czerwony. Otworzył szeroko okno, by odetchnąć. Jego uwagę przykuł zwitek papieru leżący na stole. Rozwinął i przeczytał treść zamarł. W tym czasie Ginny weszła do pokoju. Harry schował list do kieszeni.
-Co to jest?-spytała Ginny.
-Ale co?
-To co przedemną schowałeś.
-Eh, życzenia...
-Jasne.
Ginny zabrała mu z kieszeni list i spojrzała na niego. Widniało na nim kilka słów, odręcznie napisanych.
"Znamy twoją słabość, Potter. Niebawem ona przez ciebie ucierpi."
Harry odwrócił się w stronę ukochanej. Popatrzył na nią. Jego zielone oczy spotkały się z jej, ciemnoczekoladowymi. W jego sercu panował niepokój.
-Chodzi o ciebie-powiedział w końcu. Ginny nie przejęła się tym tak jak on.
-Wiem-rzekła spokojnie.-Ale przecież wiele razy ci grozili...
-Ale co jak coś ci się stanie?
-Harry Potterze-szepnęła. Podeszła do niego i zawiesiła mu ręce na szyi.-Nie jestem byle jaką dziunią, która myśli, że jest z porcelany. Wiele razy dostałam zaklęciami niewybaczalnymi, ale żyję. Ja też jestem czarownicą-w tym momencie pocałowała go. Chłopak oplótł ręce wokół jej talii. Przycisnął ją do siebie i odwzajwmnił pocałunek. Trwali tak przez jakiś czas, dopóki do ich pokoju nie wbiegł zdyszany Ron. Zobaczył parę całującą się, jednak przerwał im tak jak dokładnie rok temu.
-Co wy tu...-spytał.-A z resztą... Wracajcie na dół!
Harry oderwał się od Ginny i odezwał się.
-Tak trochę jestem zajęty...
-Moją siostrą? Stary, dzisiaj masz urodziny! Idź na swoje przyjęcie...
-Za chwilę-odrzekł Harry, po czym przysunął Ginny z powrotem do siebie. Gdy Ron wyszedł, zamknął drzwi zaklęciem i rzucił Muffiato.
-Przeszkodził nam tak samo jak rok temu-powiedziała dziewczyna-Niech się zajmie Hermioną...
Harry myślami był przy liście. A co jeśli naprawdę zrobią krzywdę Ginny? Co jeżeli to bue są tylko czcze groźby? Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało...
-Chyba nam w czymś przeszkodził-wreszcie powiedział-Nie skończyłem jeszcze.
Powoli zbliżył swoje wargi do jej. Pocałował ją, co ona odwzajwmniła. Zatopił dłonie w jej pachnących włosach. Szepnął jej do ucha.
-Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.
-Damy radę. Razem.
* * *
Przyjęcie nadal trwało. Po jakimś czasie pojawił się także Kingsley. Harry cały czas rozmawiał z Ronem oraz Charliem. Ten ostatni opowiadał o smokach, o quiddichu (Charliemu proponowano przejście do reprezentacji Anglii, jednak odmówił). Natomiast Hermiona i Ginny gadały razem o wspólnych tematach.
Impreza dobiegła końca około dwudziestej pierwszej. Wszyscy wrócili do domów, deportując sie przed drzwiami domu. Harry spakował wszystkie prezenty, po czym jak zawsze wrócił razem ze swoją dzewczyną. Po powrocie wziął szybki prysznic. Był tak zmęczony, że gdy tylko położył głowę na poduszkę, zasnął.
Miał okropny sen. Śniło mu się, że był we wrzeszczącej chacie, z której rzeczywiście dobiegał wrzask. Wbiegł do środka, przez wejście koło wierzby bijącej. Ujrzał Ginny. Związaną, krzyczącą. Koło niej stał ktoś w czarnej pelerynie z kapturem na głowie. Rzucał na dziewczynę klątwę Cruciatus. Ginny zwijała się z bólu. Chciał rzucić w niego zaklęciem, lecz śmierciożerca był szybszy. Petryficus Totalus trafiło Harry'ego prosto w pierś. Zobaczył twarz przeciwnika. Draco Malfoy.
-I co Potter?-zwrócił się do niego śmierciożerca-Jak myślisz, ile jeszcze wytrzyma?-wskazał na Ginny-Crucio!
Ginny znowu krzyknęła. Harry'emu serce pękało. Widział, jak jego ukochana cierpi, a on nie mógł nic zrobić. Chciał rozerwać Malfoya na strzępy, chciał posunąć się nawet do Sectumsemtry...
-A taka śliczna...-odezwał się Draco.-No, ale muszę... To przez ciebie, Potter. Avada Kedavra!
Błysnęło zielone światło. W tym momencie Harry się obudził. Był cały spocony. To był okropnie realistyczny koszmar. Wstał. Poszedł do pokoju Ginny. Chciał zobaczyć, czy nic jej nie jest. Przeszedł przez korytarz i uchylił drzwi od jej pokoju. Zajrzał do środka. Dziewczyna leżała z otwartymi oczami. Spojrzała na ukochanego i ręką przywołała go do siebie. Harry podszedł do jej łóżka, a Ginny pociągnęła go tak, że upadł na nie koło niej. Odgarnęła mu mokrą grzywkę z czoła.
-Miałeś zły sen?-spytała. Podejrzewała, co mu się śniło. Ten tylko potrząsnął głową i położył swoją dłoń na jej policzku. Spojrzał jej w oczy. Dostrzegł w nich ciepło i troskę. Wiedział, że może jej opowiedzieć o koszmarze.
-Tam byłaś ty. We Wrzeszczącej Chacie. Torturował cię. Unieruchomił mnie zaklęciem. To był Draco Malfoy...
-To był tylko sen, skarbie-oznajmiła spokojnie.-Za dużo nad tym myślałeś i przyśniło ci się...
-Ale jeśli to nie był zwykły sen?
-Czasy kiedy mogłeś wejść do świadomości Voldemorta już minęły-ona jedna z rodziny nie bała się tego imienia-Sny to nie jest przepowiednia.
-Ale jeśli...
-To wtedy skopiemy mu tyłek! Jeju, Harry, pokonałeś Voldemorta! I nie dasz sobie rady z jakimś dupkiem?!
Miała rację. Nie było sensu zamartwiać się na zapas, choć obiecał sobie, że będzie jej pilnować dzień i noc, żeby nic jej się nie stało. Dziewczyna wtuliła się w niego i szpnęła mu do ucha.
-Wszystkiego najlepszego...
Chłopak pocałował ją w czółko i zasnął z nią u boku.
-Wszystkiego najlepszego kochanie-szepnęła. Zanim zdążył odpowiedzieć, pocałowała go. W tym momencie przypomniał sobie: dziś kończy osiemnaście lat! Jego dziewczyna oderwała się od niego po chwili. Na ustach chłopaka pojawił się uśmieszek. Odezwał się.
-Przez dwa tygodnie jestem od ciebie starszy o dwa lata-wyszczerzył się.-A ty nadal nie jesteś pełnoletnia...
-Jak się nie zamkniesz, nie dostaniesz prezentu-pogroziła mu żartobliwie. Uwielbiała jego poczucie humoru. Kochała to w nim. Zaciągnęła go do salonu, gdzie czekała już reszta: pan i pani Weasley, Ron i Hermiona, Bill i Fleur, Percy, George i Angelina i...
-Charlie!-wykrzyknął. Charlie mieszkał w Rumuni, gdzie zajmował się rezerwatem smoków. Nie miał żony ani dziewczyny, bo jak twierdził-podobało mu się życie kawalera.-Skąd ty tu...
-Harry, chłopie! Miałem się nie zjawić na urodzinach Tego, Który Pokonał Czarnego Pana?-oznajmił radośnie.
Na górze, pod sufitem wisiał napis "Sto lat Harry". To miejsce się w pewien sposób zmieniło. Było wysprzątane (gdy mieszkali tu przez jakiś czas rok temu z Ronem i Hermioną, nie zostawili porządku, gdyż opuszczali je w pośpiechu) i inaczej urządzone.
Harry wyściskał się z każdym po kolei, dziękując za wspaniałą niespodziankę. Zapomniał zupełnie o urodzinach. Tyle się wydarzyło, że umknęło mu to z głowy. W ręce nadal trzymał kartkę, która była świstoklikiem. Spojrzał na nią.
Sto lat, Harry Potterze!
Pani Wealsey zawołała wszystkich do salonu. Gdy przekroczył próg, ujrzał wielką górę prezentów, pierwszą taką, całą dla niego. Harry promieniał szczęściem, choć to nie prezenty były dla niego najwspanialsze, ale to, że wszyscy byli tutaj-na jego urodzinach, o których nie pamiętał. Cała ta gromada kazała mu po kolei rozpakowywać prezenty od każdego z nich. Najpierw Ron zażyczył sobie, aby to jego podarunek był pierwszy. Dostał od niego cały zestaw piłek do quiddicha-kafla, tłuczki i trzy znicze (te często się gubią). Zapakowabe były w przenośną walizkę, w ktorej można było trzymać także miotły. Rzucono na nią zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, tak, że sama walizka była wielkości książki, a wszystko mieściło się w niej, choć rzeczy wewnątrz pozostały takiego samego rozmiaru. Harry był zachwycony prezentem. Tak samo jak pozostałymi. Od George'a z Angeliną (wiadomo było, że byli parą) dostał całe pudło rzeczy z ich sklepu. Bill i Fleur podarowali mu niewidzialny atrament razem z arkuszami, które zmieniały kształt, wino prosto z Francji z Champagne oraz krawat w kolorze czerwonym oraz czarnym. Pani Weasley podarowała mu koszulę (nie sweter) w jego ulubiony wzór-czerwono-niebiesko-białą kratę i cały stos muffinek z czekoladą-jego ulubionych. Od Charli'ego otrzymał figurę jajka smoka. Nie była to zwykła figurka. Co jakiś czas smok wykluwał się, a konkretnie gdy miało wydarzyć się coś niezwykłego. Percy jak to Percy dał mu książkę "Jak zostać ministrem magii", od Hermiony dostał ksiązkę (oczywiście, że książkę) o różdżkach-pewnie czuła się winna złamania różdżki Harry'ego, pomimo, iż ją naprawił. Pan Weasley podarował mu za zaczarowany, mugolski telefon, którym można bylo wezwać kogokolwiek z ministerstwa w ciągu kilku sekund.
Wszystkie prezenty były fantastyczne, ale brakowało mu jednej osoby. Nie było tam Ginny. Udało mu się wymknąć niezauważonym wśród gości. Wszedł po schodach na górę. Najpierw poszedł do pokoju Syriusza. Nie omylił się-tam właśnie była. Patrzyła na zdjęcia Huncwotów, ich lat z Hogwartu, Zakonu Feniksa. Znalazła zdjęcie, którego Harry wcześniej nie widział. Podszedł bliżej. Trzymała je w ręce. Było to kolaż. Z lewej strony znajdował się James, w stroju reprezentacyjnym Gryffindoru, trzymający znicz, wymachując nim nad głową. Po prawej stronie widniał Harry w takim samym stroju, także ze zniczem w ręce. Oboje byli w tym samym wieku, niemal identyczni. Różniły ich tylko oczy. Harry nie widział wcześniej tego zdjęcia, nie wiedział skąd Ginny je ma. Podszedł bliżej. Dziewczyna odezwała się.
-Syriusz miał ci je dać, gdy byliśmy na piątym roku. Dał Stwrkowi, by włożył w ramkę i ozdobił. Jak wiadomo ten skrzat nie lubił Syriusza i zachował je dla siebie. Gdy przestała to być siedziba zakonu, zostawił je u niego w pokoju. Tu-pokazała na obdarty fragment z prawej strony-była jeszcze Lily. Chyba wiemy kto oderwał jej zdjęcie...
-Snape-rzekł cicho Harry.-Skąd o tym wiesz?
-Od Stforka.
Chłopak podszedł do niej i przytulił ją. Trwali tak w ciszy. Po chwili Ginny odezwała się.
-Ja też coś dla ciebie mam.
Podeszła do szafy i wyjęła z niej klatkę z sową śnieżną. Harry oniemiał.
-Tto dla mnie?-w końcu odezwał się.
-Taka jak Hedwiga. Nie masz żadnego zwierzaka, więc ci się przyda.
-Jest fantastyczna. Wybierz dla niej imię.
-Ja?-niedowierzała Ginny.
-Tak, ty.
Dziewczyna zastanowiła się chwilę w ciszy. Po chwili rzekła:
-Śnieżka.
-Wiesz, że o tym samym pomyślałem? Tak, to idealne imię.
Harry otworzył klatkę i wziął ją na rękę. Śnieżka zagruchała radośnie. Ginny przywołała rzeczy potrzebne do oporządzenia jej klatki. Po dziesięciu minutach wszystko było gotowe. Sówka była dużo mniejsza od Hedwigi, lecz było to ze względu na wiek, gdzyż ta miała ledwie trzy miesiące, a Hedwiga już 6 lat, gdy ją kupował. Bardzo ucieszył się z prezentu. Może Śnieżka zastąpi mu Hedwigę. W końcu tak brakowało mu jego ukochanej sowy. Ginny doskonale wiedziała, że to idealny prezent.
Zostawili Śnieżkę w nowej klatce. Harry trzymając Ginny w objęciach zszedł zszedł z nią na dół. Gdy pojawili się w salonie, planowano mecz quiddicha. Drużyny miały wyglądać tak: w jednej miał być Ron, Harry, George i Angelina, a w drugiej-Hermiona, Ginny, Charlie i Bill. Grali na dwóch ścigających, pałkarza i obrońce. Obrońcami byli Ron i Hermiona, pałkarzami-George i Charlie. Jeśli chodzi o ścigających, to w jednej drużynie byli nimi Harry i Angelina, w drugiej-Ginny i Bill. Jeden z graczy ścigających był też szukającym. Te funkcje dostali Harry i Ginny.
Po uruchomieniu wszystkich piłek (użyli tylko jednego tłuczka) wszyscy ustawili się na swoje pozycje. Charlie był kiedyś kapitanem reprezentacji Gryffindoru. Właściwie każdy gracz w niej był z wykątkiem Billa i Hermiony, która zrobiła postępy w grze po kilku treningach z Ronem. W pierwszej minucie w obręcz strzeliła oczywiście Ginny. Następne trzy gole również były jej zasługą. Kolejne punkty zdobyła drużyna przeciwna-jeden strzał oddał Harry, dwa Angelina. Ron miał kilka fenomenalnych defensyw, Hermiona obroniła dwa strzały. Po dziesięciu minutach wynik wynosił 220:180 dla drużyny Ginny. Gra cały czas trwała. Harry'emu błysnęło przed oczami coś złotego. Znicz. Ginny też to dostrzegła i po chwili już lecieli w jego kierunku obok siebie. W tym czasie Bill dwa razy przerzucił kafla przez obręcz. Para leciała łeb w łeb. Co chwila ktoś wychodził na prowadzenie. Znicz poleciał wysoko w niebo. Ginny i Harry zrobili to samo. Chłopak wyprzedził dziewczynę, lecz wiedział, że nie na długo. Wzlecieli na wysokość pięciuset stóp. Znicz leciał już w dół, gdzie Angelina właśnie strzeliła gola. Harry zobaczył Ginny dwieście stóp pod nim, goniącą znicz. Prawie dotykała go palcami. Chłopak uznał, że nie ma szans na dogonienie jej, ale przypomniał sobie, że ma przecież błyskawicę. Poszybował prostopadle w dół z taką prędkością, że pomimo iż leciał pionowo w dół, nie spadał z miotły. Gdy był trzydzieści stóp nad Ginny, wystawił rękę. Zdąrzył zobaczyć tylko złotą kulkę przed nim, zanim hamując spadł na ziemię. Na szczęście ledwie z dziesięciu stóp. Otrzepał się i wstał. Spojrzał na dłoń. Znajdywała się tam złota kulka ze skrzydłami. Złapał go. Jednak złapał. Pierwszy dostrzegł to George, który zleciał do Harry'ego, gratulując mu. Po chwili inni też zorientowali się, że mecz dobiegł końca. Ron zleciał do Pottera i odezwał się.
-Wow, stary, to było niesamowite!
-A jaki jest wynik tak w ogóle?-przerwał mu Harry.
-Zaczekaj-rzekł George.-Sto dziewięćdziesiąt plus sto pięćdzieś... Trzysta czterdzieści do dwustu czterdziestu.
Harry popatrzył na Ginny. Ta obserwowała go z podziwem, który zakrywała drwiącym uśmieszkiem.
-Siedemnaście goli!-powiedział z uznaniem chłopak-Strzeliłaś siedemnaście goli-zwrócił się do swojej dziewczyny.-Nieźle!
-Angelina dwanaście-dodał George.-Też niczego sobie.
Byli w świetnym nastroju po grze. Schowali piłki do pokrowca i aportowali się z powrotem przed Grimauld Place numer dwanaście. Ginny umiała już się deportować, ale wciąż miała na sobie namiar i nie mogła tego robić. Jak zawsze aportowała się z Harrym. Weszli po schodach do domu i opowiedzieli reszcie o przebiegu meczu. Na jubilata czekał wielki tort, czteropiętrowy, z napisem: "Harry Potter, zwycięzca". Obok widniał różdżka i znicz. Stał na dużym, okrągłym stole, wokół którego zebrali się już wszyscy, obok swoich miejsc. Na lewo od jubilata miejsce zajął Ron, zaś na prawo-Ginny. Harry'emu wpadł do głowy pewien pomysł. Zanim reszta zdąrzyła ryknąć "sto lat", machnął różdżką i na torcie pojawili się wszyscy-Ginny, pan i pani Weasley, Ron, Hermiona, Fred i George, Bill, Fleur, Charlie, Syriusz, Lupin i Tonks z Teddym, Dumbledore, Snape i reszta zakonu. Wyglądało to jak fotografia na środku tortu. Wszyscy patrzeli oniemieni i po chwili rozległy się gromkie brawa. Ginny machnęła różdżką i na środku pojawił się i Harry. Drugi raz machnęła i na świeczkach pojawiły się płomyki. Wszyscy razem zaśpiewali "sto lat". Harry pomyślał życzenie i zdmuchnął wszystkie osiemnaście płomyków na raz. Rozległy się brawa i jubilat osobiście kroił tort na kawałki, podczas gdy pani Weasley rozlewała szampana do kieliszków. W pewnej chwili pojawił się Kingsley, który pogratulował Harry'emu ukończenia osiemnastu lat, złożył mu życzenia i odebrał swoją pkrcje tortu i szampana.
Impreza trwała przez dwie godziny. W pewnym momencie George i Charlie "wyczarowali" muzykę. Harry porwał Ginny do tańca. Po kilku szybkich kawałkach włączyli wolnego. Pan Potter i panna Weasley tańczyli wtuleni w siebie razem z kilkoma innymi parami. Ale nie mogło to trwać wiecznie, bo George zmienił muzykę na rock 'n roll, co skomentowała pani Weasley. Powiedziała ,że zepsuł tak romantyczną chwilę. Po jakimś czasie Harry znalazł się na górze w pokoju Syriusza. Był cały spocony i czerwony. Otworzył szeroko okno, by odetchnąć. Jego uwagę przykuł zwitek papieru leżący na stole. Rozwinął i przeczytał treść zamarł. W tym czasie Ginny weszła do pokoju. Harry schował list do kieszeni.
-Co to jest?-spytała Ginny.
-Ale co?
-To co przedemną schowałeś.
-Eh, życzenia...
-Jasne.
Ginny zabrała mu z kieszeni list i spojrzała na niego. Widniało na nim kilka słów, odręcznie napisanych.
"Znamy twoją słabość, Potter. Niebawem ona przez ciebie ucierpi."
Harry odwrócił się w stronę ukochanej. Popatrzył na nią. Jego zielone oczy spotkały się z jej, ciemnoczekoladowymi. W jego sercu panował niepokój.
-Chodzi o ciebie-powiedział w końcu. Ginny nie przejęła się tym tak jak on.
-Wiem-rzekła spokojnie.-Ale przecież wiele razy ci grozili...
-Ale co jak coś ci się stanie?
-Harry Potterze-szepnęła. Podeszła do niego i zawiesiła mu ręce na szyi.-Nie jestem byle jaką dziunią, która myśli, że jest z porcelany. Wiele razy dostałam zaklęciami niewybaczalnymi, ale żyję. Ja też jestem czarownicą-w tym momencie pocałowała go. Chłopak oplótł ręce wokół jej talii. Przycisnął ją do siebie i odwzajwmnił pocałunek. Trwali tak przez jakiś czas, dopóki do ich pokoju nie wbiegł zdyszany Ron. Zobaczył parę całującą się, jednak przerwał im tak jak dokładnie rok temu.
-Co wy tu...-spytał.-A z resztą... Wracajcie na dół!
Harry oderwał się od Ginny i odezwał się.
-Tak trochę jestem zajęty...
-Moją siostrą? Stary, dzisiaj masz urodziny! Idź na swoje przyjęcie...
-Za chwilę-odrzekł Harry, po czym przysunął Ginny z powrotem do siebie. Gdy Ron wyszedł, zamknął drzwi zaklęciem i rzucił Muffiato.
-Przeszkodził nam tak samo jak rok temu-powiedziała dziewczyna-Niech się zajmie Hermioną...
Harry myślami był przy liście. A co jeśli naprawdę zrobią krzywdę Ginny? Co jeżeli to bue są tylko czcze groźby? Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało...
-Chyba nam w czymś przeszkodził-wreszcie powiedział-Nie skończyłem jeszcze.
Powoli zbliżył swoje wargi do jej. Pocałował ją, co ona odwzajwmniła. Zatopił dłonie w jej pachnących włosach. Szepnął jej do ucha.
-Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.
-Damy radę. Razem.
* * *
Przyjęcie nadal trwało. Po jakimś czasie pojawił się także Kingsley. Harry cały czas rozmawiał z Ronem oraz Charliem. Ten ostatni opowiadał o smokach, o quiddichu (Charliemu proponowano przejście do reprezentacji Anglii, jednak odmówił). Natomiast Hermiona i Ginny gadały razem o wspólnych tematach.
Impreza dobiegła końca około dwudziestej pierwszej. Wszyscy wrócili do domów, deportując sie przed drzwiami domu. Harry spakował wszystkie prezenty, po czym jak zawsze wrócił razem ze swoją dzewczyną. Po powrocie wziął szybki prysznic. Był tak zmęczony, że gdy tylko położył głowę na poduszkę, zasnął.
Miał okropny sen. Śniło mu się, że był we wrzeszczącej chacie, z której rzeczywiście dobiegał wrzask. Wbiegł do środka, przez wejście koło wierzby bijącej. Ujrzał Ginny. Związaną, krzyczącą. Koło niej stał ktoś w czarnej pelerynie z kapturem na głowie. Rzucał na dziewczynę klątwę Cruciatus. Ginny zwijała się z bólu. Chciał rzucić w niego zaklęciem, lecz śmierciożerca był szybszy. Petryficus Totalus trafiło Harry'ego prosto w pierś. Zobaczył twarz przeciwnika. Draco Malfoy.
-I co Potter?-zwrócił się do niego śmierciożerca-Jak myślisz, ile jeszcze wytrzyma?-wskazał na Ginny-Crucio!
Ginny znowu krzyknęła. Harry'emu serce pękało. Widział, jak jego ukochana cierpi, a on nie mógł nic zrobić. Chciał rozerwać Malfoya na strzępy, chciał posunąć się nawet do Sectumsemtry...
-A taka śliczna...-odezwał się Draco.-No, ale muszę... To przez ciebie, Potter. Avada Kedavra!
Błysnęło zielone światło. W tym momencie Harry się obudził. Był cały spocony. To był okropnie realistyczny koszmar. Wstał. Poszedł do pokoju Ginny. Chciał zobaczyć, czy nic jej nie jest. Przeszedł przez korytarz i uchylił drzwi od jej pokoju. Zajrzał do środka. Dziewczyna leżała z otwartymi oczami. Spojrzała na ukochanego i ręką przywołała go do siebie. Harry podszedł do jej łóżka, a Ginny pociągnęła go tak, że upadł na nie koło niej. Odgarnęła mu mokrą grzywkę z czoła.
-Miałeś zły sen?-spytała. Podejrzewała, co mu się śniło. Ten tylko potrząsnął głową i położył swoją dłoń na jej policzku. Spojrzał jej w oczy. Dostrzegł w nich ciepło i troskę. Wiedział, że może jej opowiedzieć o koszmarze.
-Tam byłaś ty. We Wrzeszczącej Chacie. Torturował cię. Unieruchomił mnie zaklęciem. To był Draco Malfoy...
-To był tylko sen, skarbie-oznajmiła spokojnie.-Za dużo nad tym myślałeś i przyśniło ci się...
-Ale jeśli to nie był zwykły sen?
-Czasy kiedy mogłeś wejść do świadomości Voldemorta już minęły-ona jedna z rodziny nie bała się tego imienia-Sny to nie jest przepowiednia.
-Ale jeśli...
-To wtedy skopiemy mu tyłek! Jeju, Harry, pokonałeś Voldemorta! I nie dasz sobie rady z jakimś dupkiem?!
Miała rację. Nie było sensu zamartwiać się na zapas, choć obiecał sobie, że będzie jej pilnować dzień i noc, żeby nic jej się nie stało. Dziewczyna wtuliła się w niego i szpnęła mu do ucha.
-Wszystkiego najlepszego...
Chłopak pocałował ją w czółko i zasnął z nią u boku.
Chciałam przeprosić z spóźnienie, ale doprcowałam ten rozdział. następny 1 października!